wtorek, 20 grudnia 2016

Wigilijne śledzie w oleju z kolorowym pieprzem wg Czarodziejki

Witajcie :)


Dziś przepis na okazję zbliżających się świąt. Śledź króluje na wigilijnym stole, można go spotkać w naprawdę niezliczonej ilości smakowych odsłon. Każdy też lubi śledzia inaczej, z innymi dodatkami, w różnej szacie.... no wszystko wedle gustu :)
Chciałabym dziś pokazać śledzia, jakiego ja bardzo lubię. Przepis dobrze znany, szybki i łatwy.
Może to i dobrze, bo w tej całej przedświątecznej bieganinie przygotowanie tego śledzia nie zajmie nam wiele czasu.


Zapraszam!



Składniki:

- 600 g filetów śledziowych ala matias
- 2 średnie cebule
- 1 ząbek czosnku
- półtorej łyżeczki kolorowego pieprzu
- 2-3 listki laurowe
- 2 goździki
- dobrej jakości olej (u mnie słonecznikowy)

Śledzie trzeba odmoczyć. Czas tego zabiegu jest zależy od naszych upodobań. Ja moczyłam ponad godzinę, kilka razy zmieniając wodę.
Cebulę obieram i kroję w piórka, czosnek natomiast kroję w cienkie talarki.

Śledzie kroję w mniejsze kawałki, lubię takie na jeden kęs. Na spód litrowego słoja leję łyżkę oleju, układam kawałki ryby, tylko tak aby zakryły dno. Na to kładę cebulę, plaster czosnku, posypuję kilkoma ziarnkami pierzu i podlewam odrobiną oleju. Taki schemat powtarzam, aż do wyczerpania składników :) Na koniec wkładam na wierzch liście laurowe i goździki i zalewam olejem, tak aby wszystko było nim przykryte.
Odstawiam do lodówki na minimum dwie doby.



 
 

 
 
Smacznie pozdrawiam :)

czwartek, 8 grudnia 2016

Wigilijny chleb z grzybami na zakwasie.

Już dawno nie było nowego chleba :)


Czas to nadrobić, tym bardziej, że święta za pasem i taki grzybowy bochenek, jaki chcę zaproponować, w sam raz wpasuje się w temat świąt.
Chleb jest prosty w wykonaniu, zrobiony na mące pszennej, żeby każdy u mnie spróbował. Niestety, są i tacy domownicy, którzy ni jak nie chcą ciemnego pieczywa. Święta to jednak czas szczególny, więc staram się trafić we wszystkie gusta :)



Zapraszam na przepis!



Zaczyn:

- 2 łyżki zakwasu żytniego
- 5 łyżek mąki pszennej chlebowej
- woda (aby zaczyn miał konsystencję kwaśnej śmietany)

Wszystkie składniki dobrze wymieszać i pozostawiać na 24 h w temperaturze max 19 stopni.


Grzyby:

- duża garść suszonych grzybów
- 300 ml wrzątku

Grzyby zalać wrzątkiem i pozostawić na namoczenia na 12 h (na cały dzień).


Ciasto właściwe:

- 600 g mąki pszennej chlebowej
- woda z moczenia grzybów
- 200 ml wody
- łyżeczka soli
- zaczyn
- posiekane, namoczone grzyby
- ziarna czarnuszki do posypania (opcjonalnie)

Mąkę, sól i posiekane grzyby wsypać do głębokiej miski i dobrze ze sobą wymieszać. Dodać zakwas wodę z moczenia grzybów i wodę. Ciasto mieszać za pomocą drewnianej łyżki. Nie będzie ono luźne, ale nie na tyle zwarte, aby dało się wyrobić dłońmi. Czas mieszania ok. 8 minut, potem odpoczynek 20 minut i ponowne wymieszanie łyżką ok 5 minut.
Gotowe ciasto przełożyć na podłużną, większą keksówkę, wysmarowaną olejem i wysypaną otrębami. Wyrównać bochenek i posypać ziarnami czarnuszki. Odstawić do wyrośnięcia.
U mnie chleb wyrósł w 2,5 h, w temperaturze pokojowej. Jeśli chcemy zarobić bochenek wieczorem i upiec go rano, to odstawienie do wyrośnięcia w chłodniejsze miejsce nam to umożliwi.

Bochenek piekłam w naparowanym piekarniku, grzanie góra-dół - pierwsze 30 minut 200 stopni, następne 15 minut 180 stopni. Zaraz po upieczeniu trzeba wyjąć bochenek z keksówki i wystudzić na kratce.




 
Smacznie pozdrawiam :)


niedziela, 27 listopada 2016

Domowe masełko z kwaśnej śmietany wg Czarodziejki

Witajcie :*


Dziś klasycznie, bardzo prosto ale jak dla mnie z duszą :)
Domowe masełko, własnoręcznie ubite... Ma zupełnie inny smak niż to sklepowe, ono pachnie intensywnie!

Cóż mogę powiedzieć... Mam po prostu nadzieję, że jeszcze dużo osób, kiedy tylko ma możliwość własnymi siłami ubija masełko :)

U mnie z kwaśnej, swojskiej śmietany. Mam dostęp do zaufanego i wypróbowanego źródła, dlatego kiedy tylko zaopatrzyłam się w maślniczkę, natychmiast zakasałam rękawy i zabrałam się za robotę.

Z 1 litra śmietany otrzymałam troszkę ponad 40 dag masła i 400 ml maślanki. Wyszło całkiem bogato, tym bardziej, że maślanka poszła na chleb. Także wykorzystanie śmietany zaowocowało podwójnie :)

Mocno zachęcam do własnoręcznego przygotowywania masła w domu.


Zapraszam na małą fotorelację :)




Składniki:

- 1 litr kwaśnej, swojskiej śmietany
- zimna woda do płukania masła
- szczypta soli (opcjonalnie)



Śmietanę o temperaturze pokojowej wlałam do maślniczki i zaczęłam ubijać. Trzeba uważać, można się nieco pobrudzić :)





Ubijałam i obserwowałam śmietanę. Najpierw zaczęła się rozwarstwiać, a potem usłyszałam charakterystyczne chlupanie. To znak, że nasze masło lada moment będzie gotowe :)



Kiedy w dzieży wyraźnie ujrzałam kawałki masła, zlałam jej zawartość przez sitko do miski. W ten sposób zachowałam maślankę. Zaczęłam formować łyżką masło na sicie, a potem płukałam je i wyciskałam je w zimnej wodzie, wciąż pomagając sobie drewnianą łyżką.
Robiłam to tak długo, aż woda z płukania przestała być mętna.



Masło jest gotowe do konsumpcji :)


W trakcie ubijania masła, kiedy śmietana już wyraźnie się rozwarstwi, można dodać odrobinę soli. To nada smaku, ale też dodatkowo zakonserwuje wyrób.

Smacznie i maślanie pozdrawiam!

piątek, 11 listopada 2016

Gęś konfitowana.

W dniu takim jak dzisiejszy, niekwestionowaną królową stołów jest oczywiście gęsina. Można ją przygotować i podać na sposób przeróżny. Można piec, smażyć, gotować, dodawać do sałatek i zachwycać się jej smakiem. Gęsina jest pyszna, przekonałam się o tym nie raz, a konfitowanie sprawia, że smakuje wręcz wybornie. Według mnie w żadnym innym wydaniu nie jest tak aromatyczna, bogata i wykwintna.
Namawiam więc każdego, kto jeszcze nie miał okazji, aby skosztować gęsie mięso od tej właśnie kulinarnej strony.

Konfitowanie nie jest trudnym zabiegiem, trwa po prostu dłużej i sama jego nazwa brzmi troszkę tajemniczo. Nie ma się czego bać! Wystarczy odpowiednio przygotować mięso, a reszta robi się właściwie sama :)



Zapraszam dziś na krótką relację, z konfitowania gęsich nóżek i piersi.




Zaczynamy od mięsa :) U mnie będą to dwie gęsie piersi ze skórą i dwa udka, a raczej uda, bo do małych one zdecydowanie nie należą :)
Mięso umyłam i osuszyłam. Następnie natarłam przyprawami - 1,5 łyżeczki grubej soli, potłuczonej w moździerzu, 1 łyżeczka czosnku niedźwiedziego, kilka rozgniecionych ziaren jałowca, 1 łyżeczka majeranku, 1 łyżeczka suszonego czosnku. Tak przygotowane mięso umieszczam w plastikowych woreczkach strunowych i wkładam do lodówki na 2 dni.




W dniu konfitowania wytapiam gęsi tłuszcz. Udało mi się go kupić 2 kg, więc przetopiłam go na małym ogniu na smalec. Trwało to szybciej, niż wytapianie wieprzowego smalcu. Kiedy zabieg się skończył, to lekko przestudziłam płynny smalec, a następnie przecedziłam go przez sito, aby był czysty.
Gęsie piersi i uda trzeba oczyścić całkowicie z przypraw i osuszyć ręcznikiem papierowym. Ułożyłam je w garnku z grubym dnem, dodałam przeciętą na pół główkę czosnku, kilka ziaren pieprzu, jałowca, gałązkę świeżego rozmarynu i dwa liście laurowe. Zalałam wciąż ciepłym gęsim tłuszczem i podgrzałam na małym ogniu do temperatury 85 stopni. Pomógł mi termometr, ale bez niego także można się obejść. W odpowiednio nagrzanym tłuszczu pojawiają się pęcherzyki, sprawiając, że delikatnie on bulgocze.




Mięsko konfitowało się ok 3 godzin. Gotowe jest wtedy, kiedy łatwo odchodzi od kości, widelec bez problemu się w nie wbija.
Gotową gęsinę wyjęłam z tłuszczu i ułożyłam w kamiennym naczyniu.




Smalec przecedziłam przez sito i kiedy spadła jego temperatura zalałam nim kawałki mięsa, tak by przykrył je w całości.




Przygotowane w ten sposób kawałki mięsa można długo przechowywać. Wystarczy wyjąć część, na którą ma się ochotę i np. zrumienić w piekarniku. Oczywiście u mnie nie poleżą one w chłodzie kilku miesięcy, są zbyt smaczne i kuszące :)


Mięso w czasie konfitowania oddało swój tłuszcz, ale jednocześnie nie nasiąknęło nim. Stało się niebywale delikatne i kruche, bardzo aromatyczne.

Jedna ważna uwaga - po konfitowaniu nie wyrzucajcie przypadkiem czosnku, jego ząbki smakują wyśmienicie!


Smacznie pozdrawiam :)

czwartek, 29 września 2016

Jesienna zupa z warzyw korzeniowych z boczkiem.

Pyszna i rozgrzewająca - te dwa słowa świetnie oddają zawartość miseczki z tą właśnie zupą.
Jest idealną propozycją na chłodne dni, a do tego zawiera boczek, który przypadnie męskiemu podniebieniu :) Dla mnie to hit ze względy na obecność pomidorów, dzięki którym całość nabiera ostatecznego szlifu.
Bardzo lubię takie właśnie zupy. Kiedy nastają jesienne wieczory, nabieram ochoty na coś treściwego, z dużą ilością warzyw i aromatów.

Bo przecież taka właśnie jest nasza jesień!







Zapraszam!


Składniki:

- indycza golonka bez skóry
- liść laurowy
- 2 ziela angielskie
- 1 rozgnieciony ząbek czosnku
- 2 1/2 litra wody

Z podanych składników nastawiam bulion. Gotuję powoli, aż wszystko zacznie wrzeć.

- 1 duża marchewka
- 1 średnia pietruszka
- pół selera
- biała część pora
- 1 kalarepa

Kiedy bulion zacznie wrzeć, dodaję pokrojone w kostkę warzywa korzeniowe. Pora kroję w półplasterki. Gotuję wszystko na małym ogniu do miękkości.

- 4-5 łyżek pęczaku
- 3 średnie pomidory malinowe
- 10 dag boczku surowego, wędzonego dobrej jakości
- 1 średnia czerwona cebula
- 1 średnia biała cebula
- 1 ząbek czosnku
- garść natki pietruszki
- sól, pieprz
- suszony cząber i tymianek
- szczypta cukru

Boczek kroję w kostkę i podsmażam go na patelni. Czekam, aż "odda" swój tłuszcz, na który wrzucam obie cebule posiekane w kostkę. Czekam aż się zeszkli i razem z boczkiem dodaję ją do wywaru, kiedy warzywa zmiękną. W tym czasie dodaję też pęczak i dalej na małym ogniu gotuję, aż kasza napęcznieje. Pomidory kroję w kostkę, duszę je na patelni z odrobiną cukry, cząbrem i tymiankiem. Pomidorów nie pozbawiam skórki, a ziół dodaję po szczypcie.
Kiedy kasza jest gotowa, a pomidory się rozpadną dodaję je do zupy. Wrzucam też posiekany czosnek i zagotowuję wszystko razem. Teraz wystarczy już tylko zupę doprawić solą i pieprzem oraz dodać posiekaną natkę pietruszki.



 
 

 
 

 
 
Smacznego życzę :)
 




środa, 24 sierpnia 2016

Mizeria do słoików.

Przepis bardzo prosty, szybki w wykonaniu i jednocześnie gwarantujący wyborny smak. Zimą wystarczy dodać jogurt czy śmietanę i tak oto otrzymamy sałatkę do obiadu.
Można też wyjadać prosto ze słoika, nie dodając niczego :)

Przepis zaczerpnięty z książki Siostry Anastazji. Wypróbowałam, posmakowałam i dlatego właśnie go publikuję i polecam.




Zapraszam!




Składniki:

- 1 kg ogórków
- 2 średnie cebule
- 2-3 ząbki czosnku
- 1 pęczek zielonego koperku
- 1/4 szklanki octu winnego 6%
- 1/2 łyżki cukru
- pieprz, sól


Ogórki obrałam i starłam na tarce na plastry. Ogórki posoliłam, wymieszałam i odstawiłam na pół godziny. Po tym czasie zlałam puszczony sok i do ogórków dodałam posiekany koper, pokrojone w pół-plastry cebule, przetarty przez praskę czosnek, cukier i ocet. Wszystko razem wymieszałam i doprawiłam do smaku solą i pieprzem.
Ogórki przełożyłam do słoików i zakręcone pasteryzowałam 20 minut.


Szybko i efektownie. A jak pachnie... Sami się przekonajcie :)




 
Pozdrawiam!

piątek, 5 sierpnia 2016

Soki z sokownika - malinowy, wiśniowy, z czerwonej i czarnej porzeczki, czyli smak dzieciństwa...

Do dziś mam w pamięci, kiedy jako małe dziecko, co rano przez całe wakacje zbierałam przeróżne owoce w ogrodzie, a potem robiło się z nich przeróżne przetwory. Najbardziej nie znosiłam zbierać agrestu i porzeczek. Pierwszy ranił niemiłosiernie, a drugie były drobne i przez to praca była żmudna i ciągnęła się długi czas... Takie życie wiejskich dzieci kiedyś było, bo teraz wygląda to już zupełnie inaczej :)
W tym owocowym sezonie zamarzyły mi się domowe soki. Takie z sokownika. Uwielbiam ich smak, zapach i konsystencje. Jako, że w domu stał sprawny, choć mocno stary, sokownik, postanowiłam uśmiechnąć się do mamy, pożyczyłam i narobiłam tych dobroci z wiśni, czarnych i czerwonych porzeczek oraz oczywiście malin.
W planach mam jeszcze aronię, jak uda mi się zdobyć :)

Wykonanie soku nie jest trudne, potrzeba sokownika, cukru, owoców i wody :)


Zapraszam!


Proporcje i ilość zależne są od tego iloma kg owoców dysponujemy i jaki duży sokownik mamy :)
Ja robię tak, że na kwaśne owoce daję 1 szklankę cukru na 1 kg owoców, a jeśli owoce nie są bardzo kwaśne czy cierpkie, to na 1 ich kilogram wystarczy 1/2 szklanki cukru.

Sokownik składa się z 4 części:

- pojemnik na wodę
- część w której gromadzi się sok
- sito, na które wysypujemy owoce jeszcze nie przetworzone wraz z cukrem
- pokrywa

Do dolnego pojemnika wlewam wodę, grubo ponad połowę, wkładam część, w której zbierze mi się sok, a na nią sito. Na sito wsypuję umyte i przebrane wcześniej owoce, które przesypuje cukrem w ilości i proporcjach, jakie napisałam wyżej. Wszystko przykrywam pokrywą i włączam gaz.
Oczywiście zakładam rurkę, którą potem będzie mi leciał soczek.

Jeśli chodzi o owoce, to wiśni nie pozbawiałam pestek, a porzeczki umyłam i wrzuciłam razem z zielonymi gałązkami. Ich obecność nie wpływa na smak soku. Jeśli mam miękkie owoce to pierwszy sok leci już po ok. pół godzinie. Na sok z twardych owoców trzeba poczekać trochę dłużej.

Zawsze pod koniec wyrobu soku, mieszam owoce w sicie, aby do pojemnika spłynął cały sok. Jeśli komuś przeszkadzają pestki z malin, czy porzeczek, które mogę się w tym czasie dostać do soczku, wystarczy przecedzić go przez sito.

Niektórzy wlewają gorący sok do słoików czy butelek, zakręcają i odstawiają tak w chłodne miejsce. Ja zawsze jeszcze pasteryzuję, tak dla pewności, przez 15-20 minut.

To co zostaje mi w sicie, po uwolnieniu soku, służy mi jeszcze do robienia musów, ale o tym w następnym poście :)

Póki co, zachęcam i polecam robić własne, domowe soki. Zimą będą w sam raz do herbaty, deserów, albo jako napój dla najmłodszych (i nie tylko najmłodszych).





 
Pozdrawiam :)

czwartek, 21 lipca 2016

Botwinka w słoikach.

Docieram dziś z obiecanym na FB przepisem na zimową botwinkę w słoikach.
Tak bardzo lubię smak tej zupy, że bardzo chętnie zajadam się nią również zimową porą, a słoiki z gotową podstawą znacznie ułatwiają mi życie i sprawiają, że nawet jakiś ponury, zimny dzień może stać się smaczny i przyjemny.
Każdego, kto lubi botwinę, namawiam do przygotowania takich słoiczków. Robi się je szybko, a to kolejny atut i powód, aby się skusić :)

Przepis zaczerpnęłam, z mojej niezawodnej i starej książki kucharskiej "Kuchnia polska" z roku 1959.



Zapraszam!




Składniki:

- botwina (dowolne ilości)
- zakwas buraczany (ilość zależy od ilości botwiny)
- sól


Botwinę przebieram, myję i drobno kroję. Wrzucam do garnka, podlewam niewielką ilością zakwasu i solę. Soli dodaję na oko. Zawartość garnka zagotowuję i taką gorącą botwinkę przekładam do słoiczków, szybko je zakręcam. Gotowe przetwory pasteryzuję we wrzątku przez 40 minut.

Gotowe :) Szybko i sprawnie kolejne przetwory na moją półeczkę w spiżarni.



 
Smacznie pozdrawiam!

wtorek, 21 czerwca 2016

Krupnik z pęczakiem wg Czarodziejki

Mały przerywnik od wypieku chleba :) Będzie zupa i to nie byle jaka, bo KRUPNIK!

Dziś dzień meczowy i postanowiłam uczcić go tą dobrze znaną, czasem mało docenianą, ale jakże polską i pyszną zupą, w moim wykonaniu oczywiście.
Jest wiele wersji krupniku. Mój jest na bulionie drobiowym, z dodatkiem polskich suszonych grzybków, z moją ukochaną kasza pęczak, młodymi ziemniaczkami i marchewką.

Także nim emocje mnie ogarną, częstujcie się zupką i smacznego życzę :)




Zapraszam!




Bulion:

- podudzia z kurczaka sztuk 4
- gałązka świeżego lubczyku
- 2 młode marchewki
- młoda pietruszka z natką sztuk 1
- gałązki młodego selera
- ząbek młodego czosnku
- ziele angielskie 2 kulki
- 4 suszone grzybki
- liść laurowy
- 2,5 litra wody

Z podanych składników przygotowuję bulion. Najpierw do wody wrzucam podudzia, liść i ziele, a po 15 minutach dodaję warzywa, w tym marchew, którą kroję drobno. Ząbek czosnku rozgniatam w łupince i tak wrzucam do bulionu. Gotuję wszystko jakieś 30 minut, na małym ogniu.


Zupa:

- kasza jaglana 80g
- małe młode ziemniaczki (wybrałam na prawdę małe, więc dałam ich 10 sztuk)
- świeża natka i koperek
- mięso z bulionu
- sól, pieprz

Do gotowego bulionu dodaję kaszę. Gotuję ją 10 minut, dodaję ziemniaki i gotuję do ich miękkości. Podudzia z kurczaka obieram z mięsa i wrzucam je do zupy. Kiedy ziemniaki są miękkie doprawiam do smaku solą i pieprzem.
Gotową zupę podaję z natką pietruszki i koperkiem.



 
 



czwartek, 16 czerwca 2016

Bagietki pszenne na zakwasie.

Moje pierwsze bagietki na zakwasie. Już dawno chodziły mi po głowie, ale jakoś bałam się podejść do tematu. Sama nie wiem czemu. Odwagi nabrałam przed meczem naszych chłopców z Niemcami. Nie ma to jak motywacja do działania, prawda...?

Bagietki wyszły pyszne, z chrupiącą skórką i puchatym miąższem. Po tym wypieku wiem, że będę eksperymentowała nadal jeśli chodzi o bagietki i nie omieszkam się pochwalić moimi efektami :)


Zapraszam na przepis, a potem wszyscy razem kibicujemy Biało-Czerwonym !!!



Zaczyn:

- 2 łyżki zakwasy żytniego
- 3 łyżki mąki pszennej chlebowej
- 250 ml wody

Składniki mieszam ze sobą. Zaczyn ma być dość rzadki. Zostawiam go na całą noc, aby zaczął pracować.


Ciasto na bagietki:

- cały zaczyn
- 400 g mąki pszennej chlebowej
- łyżeczka soli
- ok.100 ml wody

Zaczyn łączę z mąką i solą, wodę dodaję stopniowo. Ciasto ma być delikatne, miękkie, z kategorii takich luźniejszych, ale dających się wyrabiać rękami. Wyrabiam ok. 10 minut i odstawiam na 2,5 godziny. W czasie, kiedy wyrasta odgazowuję je i składam 4 razy, w mniej więcej równych odstępach czasu. Po 2,5 godzinach dzielę ciasto na 4 równe części, każdą z nich rozpłaszczam dłońmi na kształt prostokąta i roluję od dłuższego boku, a następnie rozciągam na długość mojej blaszki do bagietek.
Bagietki wyrastają najpierw w lodówce 5 godzin, a potem przed pieczeniem 2 godziny.
Piekłam je w temperaturze 240 stopni, grzanie góra-dół, przez ok. 20 minut. Mają się ładnie zrumienić. Nie zapomnijcie naparować piekarnika :)



 
Smacznie pozdrawiam :)

niedziela, 5 czerwca 2016

Miodek różany, czyli syrop z płatków róży.

Witajcie :)

I mamy już czerwiec. Pogoda ostatnio aż nadto rozpieszczę upałami, jakby chciała nadrobić tez zimny, wcześniejszy czas. Nagle wszystkie rośliny, w tym kwiaty, zaczęły rosnąć na potęgę. Dotyczy to także róż, ich zapach roznosi się w powietrzu i kusi swoją słodyczą, a dla mnie to znak, że czas zamknąć te piękne kwiaty w słoiczku, by zimą cieszyć się ich dobrocią. Przerobiłam już ponad kilogram tego skarbu.
W tym roku zaczęłam od gęstego różanego syropu. Wyszedł mi cudny, aromatyczny i bardzo słodki, dlatego właśnie nazwałam go różanym miodkiem.

Robi się go prosto, choć etapy rozłożone są w czasie. Efekt końcowy zachwyca i sprawia, że czuję iż wykonałam kawał dobrej roboty!


Zapraszam!


Składniki:

- oczyszczone płatki róży (ilość dowolna)
- cukier (na każde 15 dag płatków 3 szklanki cukru)
- woda (na każde 15 dag płatków 3 szklanki wody)
- sok z cytryny (na każde 15 dag płatków sok z półtorej cytryny)


Płatki róż zbieram w moich pewnych źródłach, gdzie krzewy nie są skażone zanieczyszczeniami, nie są niczym pryskane itp. Oczyszczam je, odrywam białe końcówki, które mogą dać gorycz i zalewam wodą z cukrem, w podanych wyżej proporcjach. Mieszam wszystko i odstawiam na noc. Następnego dnia zagotowuję róże i na małym ogniu gotuję, aż oddadzą wszystko z siebie i zrobią się szkliste, prawie przezroczyste. Zdejmuję z ognia i odstawiam na kilka godzin, żeby odstały, ostygły i oddały absolutnie cały swój aromat i smak. Po tym czasie oddzielam płatki róż, przecedzam przez sitko, a powstały z gotowania "kompot" zaprawiam sokiem z cytryny i redukuję na niewielkim ogniu do uzyskania odpowiednio gęstej konsystencji. Czas jest tu względny.

Gotowy miodek rozlewam do butelek i pasteryzuję 20 minut, tak dla pewności, bo przechowuję go w spiżarni, a nie w lodówce.






 
Smacznie pozdrawiam :*

wtorek, 24 maja 2016

Chleb 3 ziarna, prosty pszenny na zakwasie żytnim.

Witajcie :)

Chwilę mnie nie było, ale już wracam i znów będę wypiekać :D
Dziś przepis na bardzo prosty w wykonaniu ale wciąż pyszny chleb z dodatkiem trzech rodzajów ziaren.


Zapraszam!


Składniki:

- 2 łyżki zakwasu żytniego
- 4 łyżki mąki pszennej chlebowej
- woda

Mąkę i zakwas mieszam ze sobą, dodając tyle wody, aby zaczyn miał konsystencję gęstej śmietany. Odstawiam na kilka godzin do fermentacji. Można odstawić na całą noc.

W tym samym czasie, kiedy nastawiam zaczyn, szykuję też ziarna:

- 3 łyżeczki złotego siemienia lnianego
- 3 łyżeczki chia
- 3 łyżeczki słoneczniku

Mieszam je ze sobą i zalewam połową szklanki gorącej wody. Odstawiam wraz z zaczynem, aż nasiona napęcznieją i wchłoną wodę.


Ciasto właściwe:

- cały zaczyn
- namoczone nasiona
- 0,5 kg mąki pszennej chlebowej
- 1,5 łyżeczki soli
- 1 szkl. wody

Mąkę mieszam z ziarnami i solą. Następnie dodaję zaczyn i na końcu wodę. Mieszam chleb drewnianą łyżką przez kilka minut. Ciasto będzie zwięzłe w swej konsystencji, ale nie używam do niego swoich rąk :) Daję mu odpocząć 40 minut i znów mieszam łyżką. Tą czynność powtarzam jeszcze trzy razy. Następnie przekładam ciasto do prostokątnej keksówki i odstawiam do wyrośnięcia. Niewyrośnięte ciasto powinno sięgać tylko połowy wysokości foremki, a przyrosnąć powinno go jej granic. Trwa to ok. 3-4 godzin i jest zależne od temperatury otoczenia.
Chleb piekę w nagrzanym do 230 stopni piekarniku, grzanie góra-dół, przez 25 minut, a potem dopiekam jeszcze ok 15 minut w temperaturze 190 stopni.

Zaraz po upieczeniu wyjmuję chlebek na kratkę i studzę.



 
Smacznego :)


piątek, 13 maja 2016

Rwane bułeczki pszenne pełnoziarniste ze złotym siemieniem lnianym. Bułeczki na zakwasie żytnim.

Witam serdecznie :)

Miała małą przerwę, którą wymusiła na mnie moja wierna towarzyszka alergia.
Powoli wracam do równowagi i dziś chciałabym zaprosić Was na pierwsze na moim blogu bułeczki na zakwasie! Właściwie biję się w pierś dlaczego dopiero teraz upiekłam te małe cudeńka i sama sobie obiecuję, że zacznę częściej wypiekać bułki na zakwasie.

Robią się szybko, są puszyste, mięciutkie, a to, że można je rwać, powoduje, iż dzielenie się jedzeniem jest jeszcze przyjemniejsze :)

Idealne na śniadanie, na kolację, do twarożku czy wędliny. Z dodatkiem złotego siemienia i pełnoziarniste... Czego chcieć więcej???



Zapraszam!



Składniki:

Zaczyn:

- 3 łyżki aktywnego zakwasu
- 3 łyżki mąki pszennej pełnoziarnistej
- woda, do konsystencji gęstej śmietany

Wszystkie składniki dokładnie ze sobą wymieszać i dostawić na noc do przefermentowania.


Siemię lniane:

- pól szklanki wrzątku
- 3 łyżeczki złotego siemienia

Do wrzątku dodaję siemię, mieszam i odstawiam jak zaczyn na całą noc.



Ciasto właściwe na bułeczki:

- 250 g mąki pszennej pełnoziarnistej
- 250 g mąki pszennej chlebowej
- 1,5 łyżeczki soli
- namoczone siemię
- ok 250 ml wody

Obie mąki połączyć, dodać sól i wymieszać, dodać namoczone siemię, cały zaczyn i znów wymieszać. Mieszając ciasto, powoli dodawać wodę, aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji ciasta. Podałam jej ilość orientacyjnie, bo ma być tyle, aby ciasto wyszło elastyczne, gładkie, miękkie ale niezbyt lejące. Mieszanie trwa kilka minut, po tym czasie odstawiam ciasto, aby odpoczęło na ok. pół godziny. Potem znów wyrabiam, można podsypać nie za dużo mąką pełnoziarnistą, i odstawiam na godzinę. Znów zarabiam i wykładam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Wcześniej papier posypuję mąką pełnoziarnistą, a wyłożone ciasto rozpłaszczam na kształt prostokąta. Posypuję z wierzchu mąką i tępą stroną noża dociskam ciasto tak, by powstały mi kwadratowe bułeczki. Wyszło mi ich 9.
Tak przygotowane ciasto zostawiam przykryte ściereczką, aby wyraźnie podrosło. Zajmuje to 3-4 h. Po tym czasie nastawiam piekarnik na 210 stopni, wyrośnięte bułeczki jeszcze raz "nacinam" tępą stroną noża i piekę w naparowanym piekarniku ok. 20 minut - aż się wyraźnie zarumienią.
Gotowe studzę na kratce.

Nacięcia nożem powodują, że łatwo mi te bułeczki oddzielić jedna od drugiej.


 
 

 
Smacznie pozdrawiam :)

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Pszenny chleb na zakwasie, z konfitowanym czosnkiem.

I kolejny raz przychodzę do Was z chlebem :) Lubię to - wymyślać nowe połączenia, mieszać, dodawać i znów mieszać, a wreszcie piec i wdychać zapach rosnącego i rumieniącego się w piekarniku bochenka. Nic na to nie poradzę, taka moja mała pasja :)

Dzisiejszy wypiek pięknie pachnie, tym co bardzo lubię czyli czosnkiem.
Nie dodałam jednak świeżego czosnku, a ten konfitowany, czyli jeszcze bardziej bogaty w smak i aromat.
Ząbki takiego czosnku nie przetrwają w wypieku w całości, taka jego konsystencja, ale mimo to pięknie wzbogacą chleb i nadadzą mu nowego szlifu :)



Polecam i zapraszam!



Zaczyn:

- 3 łyżki aktywnego zakwasu żytniego
- 5 łyżek mąki pszennej chlebowej
- 250 ml wody

Składniki mieszam ze sobą i dostawiam na całą noc. Minimum to czas, kiedy zaczyn zacznie pięknie bąbelkować i się wyraźnie uniesie.


Zaczyn etap II:

- zaczyn
- 3 łyżki oleju z konfitowania czosnku
- 2 łyżki mąki chlebowej

Do aktywnego zaczynu dodaję olej i mąkę. Mieszam wszystko dokładnie o odstawiam na ok. 3 h, aż dobrze zacznie pracować.


Ciasto właściwe:

- cały zaczyn z II etapu
- 600 g mąki pszennej chlebowej
- 2 łyżeczki soli
- niecała szklanka wody
- 1 główka konfitowanego czosnku

Mąkę mieszam z solą, dodaję czosnek i znów mieszam, aż składniki się połączą. Następnie dodaję zaczyn i wodę. Wodę dodaję stopniowo, w trakcie mieszania. Trzeba jej dodać tyle, aby ciasto chlebowe było miękkie i elastyczne, ale nie rozlewało się zbytnio w rękach.
Pierwsze wyrabianie trwa ok. 8 minut. Wyrabiam ręcznie, jak zwykle.
Odstawiam na pół godziny, aby odpoczęło.
Znów wyrabiam dobre kilka minut.
Odstawiam na pół godziny.
Po tym czasie szybko zagniatam i składam na 3, foruje bochenek. Wkładam do koszyka, aby sobie pięknie rósł. U mnie trwało to jakieś 4 godziny, może krócej, nie wiem, bo wyszłam i jak wróciłam do domu mogłam już wypiekać mój chleb.

Chleb piekłam w temp. 220 stopni, grzanie góra-dół. Najpierw 25 minut, potem zmniejszyłam temperaturę do 180 stopni i piekłam jeszcze 15 minut.
Gotowy chleb studzę na kratce.



 
Smacznie pozdrawiam :*

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Mieszany chleb na zakwasie, ze Speckiem i karmelizowaną cebulką.

Dziś kolejny raz zapraszam na chleb, pieczony na zakwasie żytnim rzecz jasna.
Do jego wykonania użyłam mieszanych mąk. Efekt jest bardzo ciekawy w smaku no, a sam chleb jest zdrowy, bo zawiera błonnik dzięki dodatkowi mąki typu graham. Do ciasta chlebowego dodałam podsmażony Speck i karmelizowaną czerwoną cebulę. Uważam, że te dwa dodatki doskonale się uzupełniają, a dzięki ich połączeniu chleb zyskał wiele - bo i na fakturze wizualnie i co najważniejsze na smaku. Do świeżej pajdy wystarczy mięsisty pomidor i człowiek czuje się jak w niebie :)



Zapraszam!




Wkładka do chleba:

- 100 g Specku
- 1 mała czerwona cebulka
- 2 łyżeczki octu balsamicznego
- 1 łyżeczka miodu (u mnie gryczany)


Speck kroję w sporą kostkę i wrzucam na patelnię. Podsmażam go powoli i na niezbyt dużym ogniu. Nie chcę, aby mi się spalił, ma być chrupiący, rumiany i ma oddać swój tłuszcz.
Cebulkę siekam w niezbyt drobną kostkę. Kiedy Speck się zrumienił, ściągam go z patelni, a na jego miejsce wrzucam cebulę, odrobinkę solę, mieszam i wlewam ocet balsamiczny. Podsmażam chwilę, stale mieszając. Cebula również nie może się przypalić. Dodaję miód i dosłownie 2 minuty podsmażam. Gotową cebulkę dodaję do Specku i mieszam. Odstawiam do ostygnięcia.


Składniki na zaczyn:

- 3 łyżki zakwasu żytniego (wcześniej ożywionego)
- 5 łyżek mąki pszennej typ 1100
- 125 ml wody

Wszystko razem łączę i odstawiam, aż przefermentuje. Trwa to kilka godzin. Gotowy zaczyn zwiększa swoją objętość i widać na nim wyraźne bąbelki.


Składniki na ciasto właściwe:

- cały zaczyn
- 5 dag mąki pszennej typ 1100
- 15 dag maki pszennej typ 1850
- 35 dag mąki pszennej chlebowej
- 1,5 łyżeczki soli
- 400 ml wody
- cała wkładka
- czarnuszka do posypania


Mąki łączę ze sobą, dodaję sól i wkładkę. Mieszam wszystko dokładnie, żeby Speck z cebulką dobrze rozłożył mi się potem w cieście chlebowym.
Dodaję zakwas, znów mieszam i dopiero na koniec wlewam partiami wodę, cały czas mieszając łyżką. Konsystencja ciasta nie pozwoli uformować z niego bochenka. I tak ma być.
Pierwsze mieszanie powinno trwać ok 8 minut. Potem Ciasto odpoczywa 20-30 minut i znów mieszam jakieś 5 minut. Czynność tą powtarzam łącznie 3 razy.

Gotowe ciasto przekładam do keksówki, wysmarowanej olejem i wysypanej otrębami pszennym.
Posypuję wierzch ziarnami czarnuszki i odstawiam do wyrośnięcia. Długość wyrastanie zależna jest od temperatury otoczenia. U mnie rosło 4 godziny.

Chleb piekę 40 minut. Najpierw 20 minut w temperaturze 250 stopni, a potem 20 minut w temperaturze 180 stopni. Przed włożeniem chleba naparowuję piekarnik.


 

 

 
Smacznie pozdrawiam :)

piątek, 15 kwietnia 2016

Sałatka grillowa wg Czarodziejki.

Witam :)

Zgodnie z obietnicą na FB, dziś zapraszam na sałatkę, która może towarzyszyć spotkaniu przy grillu.
Nie tylko mięsko jest pycha, warzywa i owoce także potrafią zaskoczyć smakiem i dobrze nasycić głodne podniebienia. I dziś postaram się to udowodnić.

Do tej sałatki można tak na prawdę użyć wszystkich warzyw, które nam przyjdą do głowy i smaku. Jest ona bardzo prosta i myślę, że tania.
Dla podniesienia chrupkości, celowo nie ugrillowałam ogórka i pomidora, tylko dodałam je świeże.
Sałatka zyskała ciekawszą fakturę i więcej smaku.
Dość już jednak mojego pisania, sami zobaczcie co i jak :)


Zapraszam!


Składniki:

- po pół papryki czerwonej, zielonej i żółtej
- średnia czerwona cebula
- mała cukinia
- świeży ogórek
- duży pomidor
- 1 opakowanie sera feta dobrej jakości
- pęczek szczypiorku
- 2 łyżki oleju słonecznikowego
- sól, pieprz, suszony czosnek
- ulubione suszone zioła

Warzywa myję i oczyszczam z nasion. Cukinię i paprykę kroję w grubsze półplasterki lub słupki, a cebulę w grube piórka. Wszystko wrzucam do miski, dodaję zioła - u mnie tymianek, oregano i bazylia, solę i pieprzę do smaku, a także dodaję czosnek. Tak zamarynowane warzywa odstawiam co najmniej na godzinę, aby smaki się przegryzły. Gotowe grilluję na chrupko na tackach.
Pomidora i ogórek kroję w cząstki, szczypior siekam niezbyt drobno i dodaję do nich gotowe warzywa z grilla, wraz z sokami, jaki podczas obróbki termicznej się wytworzyły. Mieszam wszystko delikatnie. Na wierzch sałatki kruszę fetę i posypuję wszystko posiekanym szczypiorem.
Gotowe :)
Nie dodaję sosu, nie jest potrzebny. Warzywa były zamarynowane i podczas grillowania puściły swoje soki, które w zupełności wystarczą.
 
 
 
 

 

wtorek, 12 kwietnia 2016

Najlepsza masa serowa do sernika.

Chyba w każdym domu jest na sernik wypróbowany przepis. A ciasto to bywa różne - mieni się smakami, kolorami i dodatkami. Serniki są na zimno i pieczone, są z owocami, z czekoladą, nawet miętowe są i różane... i tak mogłabym wymieniać w nieskończoność...

Ja najbardziej lubię tradycyjny - aksamitny, rozpływający się w ustach i puszysty. I właśnie na taką masę serową wypracowałam sobie recepturę. Piecze się pięknie, nie opada i smakuje wybornie. Do tego szklista czekoladowa polewa domowej roboty i sernikowe niebo w gębie gotowe :)



Zapraszam!



Składniki masy serowej:

- 1,5 kg twarogu (u mnie zawsze swojski, ze sprawdzonego źródła)
- 1 duża mięsista laska wanilii
- 3 budynie śmietankowe lub waniliowe bez cukru
- 3 szklanki mleka pełnotłustego
- 1,5 szklanki cukru kryształu
- 9 jaj (a dokładnie 4 żółtka i 5 całych jaj)


Żółtka i jajka wraz z cukrem ucieram na puszystą masę, ale nie za długo. Zbyt napowietrzona masa serowa opadnie potem w pieczeniu. Dodaję porcjami zmielony dwukrotnie ser. Teraz czas na wanilię, rozcinam laskę i tępą stroną noża zbieram ziarenka. Dodaję je do serowej masy. Następnie wsypuję budynie i porcjami dodaję mleko.
Masa nie będzie gęsta. Należ ją piec jedną godzinę. Temperatura 180 stopni, termoobieg.

Po upieczeniu zostawiam sernik na jakieś 15 minut, przy uchylonych drzwiach piekarnika i dopiero po tym czasie wyjmuję. Masa jest najpyszniejsza po całonocnym chłodzeniu w lodówce.

Serniki czasem piekę na kruchym spodzie, innym razem bez. Zawsze jednak dzieło wieńczy polewa czekoladowa. Domowej roboty oczywiście.

Polecam wypróbowanie smaku tej masy osobiście :)




sobota, 9 kwietnia 2016

Chleb pszenny z płatkami owsianymi na żytnim zakwasie

Wiadomo, że najbardziej wartościowy chleb to ten z mąki z pełnego przemiału, taki który zawiera w swoim składzie ziarna bogate w błonnik. Nie każdy jednak lubi ciemne pieczywo, nie każdy też lubi chleb, w którym znajdują się ziarna.
Lubię wyzwania, zwłaszcza te związane z wypiekiem chlebów :) Postawiłam więc sobie za cel, że białe, pszenne pieczywo też można wzbogacić nie zmieniając jego koloru czy struktury.

Stąd właśnie się wziął dzisiaj prezentowany chleb z płatkami owsianymi. Płatki są bardzo odżywcze i zdrowe, a wcześniej namoczone nie "psują" struktury wypieku :)

Przy tym chlebie potrzeba troszkę więcej siły - jeśli ktoś wyrabia ciasto ręcznie. Ciasto właściwe wychodzi dość luźne, trzeba je wyrabiać w regularnych odstępach czasowych, ale efekt wynagradza wszystko. Chleb nie jest trudny, raczej czasochłonny.
Pięknie układa się pod dłońmi i na własne oczy możemy widzieć jak bardzo zmienia się struktura ciasta w czasie kolejnego wyrabiania.
Ciasto jest gotowe, kiedy daje się rozciągnąć w dłoniach, jest elastyczne i gładkie.
Luźniejsza struktura ciasta i długie, szczere wyrabianie pozwalają nam cieszyć oczy pięknymi dziurami w gotowym wypieku. Warto więc chwilę się wytężyć, aby potem posmakować i cieszyć podniebienie domowym chlebem.




Zapraszam!


Składniki:

Zaczyn:

- 3 łyżki aktywnego zakwasu żytniego
- 4 łyżki mąki pszennej chlebowej
- 200 ml wody

Wszystko mieszam i odstawiam do przefermentowania na ok. 10h. Zaczyn wychodzi mi niezbyt gęsty.

Wraz z zaczynem trzeba też namoczyć płatki owsiane. Dokładnie 3 łyżki płatków zalewam w kubku ciepłą wodą. Wody ma być 1,5 cm ponad objętość płatków. Pozostawiam je na ten sam czas, co zaczyn.


Ciasto właściwe:

- cały zaczyn
- 500 g mąki pszennej chlebowej
- 2 łyżeczki soli
- namoczone płatki
- 300 ml wody

Mąkę łącze z płatkami i staram się je dobrze wmieszać. Dodaję sól i znów mieszam. Dopiero teraz czas na zakwas i stopniowo wodę. Ciasto wyjdzie luźne i takie ma właśnie być. Wyrabiam je ręcznie ok. 8 minut. Trzeba robić to energicznie, mimo iż będzie się lepiło do rąk.
Odstawiam na godzinę by odpoczęło. Po tym czasie w misce obsypuję je mąką i znów wyrabiam 8 minut. Ciasto dalej może się lepić ale i tym razem tak ma zostać.
Znów odstawiam na godzinę. Kolejny raz ten sam schemat, obsypanie mąką i energiczne wyrabianie. Ciasto już nie powinno się tak kleić, będzie bardziej elastyczne choć wciąż delikatne i miękkie.
Odstawiam na godzinę. Po tym czasie wyjmuję ciasto na oprószony mąką blat. Wyrabiam je kilka minut i sprawdzam, czy da się rozciągnąć w dłoniach. Jeśli tak, jest gotowe.


Tak rozciąga się gotowe ciasto.


Składam ciasto na trzy i formuję okrągły bochenek, który łączeniem do góry układam w koszu do wyrastania. Ciasto rosło mi jakieś 3h. Trzeba pamiętać, że ten czas jest opcjonalny i zależy od temperatury otoczenia.
Po wyrośnięciu piekę chleb na nagrzanym kamieniu. Najpierw 25 minut w temperaturze 250 stopni, potem 20 minut w temperaturze 200 stopni. Oczywiście w naparowanym piekarniku.
Studzę na kratce.


 

 

 
Smacznego i udanego wieczoru życzę :)

czwartek, 31 marca 2016

Kremowa szczawiowa wg Czarodziejki

Dziś prosto i bardzo klasycznie, choć nieco w innym ujęciu. Dobrze znana szczawiowa, podana w formie kremu. Do tego pełnoziarniste grzanki i wychodzi obiad jak się patrzy, w sam raz po obfitych Wielkanocnych świętach.
Może nie wygląda zabójczo pięknie - taki już urok szczawiu poddanemu termicznej obróbce, ale smakuję wybornie. Lekko kwaśna i orzeźwiająca, a przy tym doskonale nasyci. Czego więc chcieć więcej?



Zapraszam!



Składniki:


- 2 litry bulionu domowej roboty (u mnie drobiowo-warzywny)
- słoiczek przecieru szczawiowego (pojemność słoiczka 250 ml)
- 3 duże ziemniaki
- 1 jajko
- 2 duże ząbki czosnku
- masło
- sól, pieprz i szczypta cukru do smaku
- grzanki pełnoziarniste


Ziemniaki obieram i kroję w dużą kostkę. Wrzucam do gotowego bulionu i gotuję, aż zmiękną. Do garnka wrzucam też obrany i posiekany czosnek. Na patelni rozgrzewam odrobinę masła i przesmażam na nim szczaw. Kiedy ziemniaki będą miękkie dodaję szczaw do zupy i mieszam. W garnuszku roztrzepuję jajko i hartuję zupą, a następnie wlewam zawartość do garnka.
Wszystko zagotowuję, a potem blenduję na krem.
Na koniec doprawiam moją szczawiową solą, pieprzem i cukrem do smaku.

Podaję z grzankami, ale można też jeszcze dodać świeżą natkę, czy jajka na twardo. Co kto lubi :)






sobota, 26 marca 2016

Życzenia.

Z okazji nadchodzących świąt Wielkanocnych chciałabym składam najserdeczniejsze życzenia.
Wiosennej aury w sercu, wielu przyjemnych rodzinnych spotkań, czasu mile spędzonego i radosnego.
Błogiego ucztowania i mokrego Dyngusa!
 
 
 
Czarodziejka Smaków
 
 
 


czwartek, 24 marca 2016

Babeczki ucierane na proszku, idelane do święconki.

Przepis na te małe cudeńka pochodzi ze starej już książki kucharskiej po mojej babci. Właściwie jest to przepis na babkę, ale ja wykorzystuję go inaczej :) Trochę zmodyfikowałam składniki - nie byłabym sobą :P

Z tej porcji wyjdzie 12 babeczek, które udekorowane rozdaję potem chętnym, jako jeden z elementów wyposażenia koszyczka ze święconką.
Robi się je szybko, rosną pięknie i dlatego polecam właśnie przygotować osobiście tą małą słodycz do koszyczka.



Zapraszam!



Składniki:

- 20 dkg mąki pszennej
- 5 dkg mąki ziemniaczanej
- 15 dkg masła
- 15 dkg cukru pudru
- sok z 1 cytryny
- skórka otarta z 1 cytryny
- 4 duże jaja
- 1/2 paczki proszku do pieczenia
- 2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
- 2 łyżeczki ekstraktu migdałowego


Masło ucieram, aż zbieleje, dodaję kolejno żółtka, stopniowo przesiany cukier, ekstrakty, otartą skórkę z cytryny i na końcu sok z cytryny. Wszystkie składniki mają być dobrze utarte, a masa puszysta. Obie mąki wymieszać ze sobą, a potem z proszkiem do pieczenia. Białka ubić na sztywną pianę. Do masy najpierw wmieszałam partiami przesiane mąki z proszkiem, a potem już ręcznie połączyłam ciasto z białkami.

Foremki do babeczek napełniam do 2/3 wysokości i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 160 stopni, termoobieg. Piekę do suchego patyczka. W moim piekarniku piekły się 20 minut.


Zaraz po upieczeniu wyjmuję babeczki z formy, a kiedy ostygną dekoruję według uznania.



 
 

 
Pozdrawiam!

wtorek, 22 marca 2016

Sos chrzanowy

Mój ulubiony, najlepszy do jajek, wędlin, białej kiełbaski i mięs pieczonych.
Znam go od dzieciństwa, bo smak wyniesiony z domu i bez niego nie ma Wielkanocy. Kiedy czuję jego smak, wiem, że już są święta.

Pisałam o nim przy okazji sałatki ale postanowiłam jednak zrobić osobny wpis, bo ten sos jest tego niewątpliwie wart!
Szybki i prosty w wykonaniu i w tym tkwi chyba cały jego sekret. Polecam przygotować go na świąteczny stół :)


Zapraszam!


Składniki:

- 1 żółtko ugotowane na twardo
- pół łyżeczki cukru
- 2 łyżeczki soku z cytryny
- 3-4 łyżeczki chrzanu
- 3 łyżeczki jogurtu typu greckiego
- 3 łyżeczki majonezu
- sól, biały pieprz

W miseczce rozgniatam żółtko z cukrem i sokiem z cytryny. Trzeba to robić dokładnie, by powstała masa była bez grudek. Kolejny krok to dodanie chrzanu i wymieszanie, a następnie dodaję jogurt i majonez, mieszam i doprawiam do smaku solą i białym pieprzem. Sos jest gotowy do zjedzenia.
Jak ktoś lubi, można do gotowego sosu dodać pokrojone w drobną kostkę białko, które pozostało po oddzieleniu żółtka.
Ilość chrzanu jest umowna, w zależności od gustu :)


 

 

 
Smacznie pozdrawiam :)

niedziela, 13 marca 2016

Botwinka na zakwasie buraczanym wg Czarodziejki.

Ostatnio mnie mało. To wszystko dlatego, że pracuję nad czymś, a moje pomysły mnie zupełnie pochłaniają. Mam nadzieję, już niedługo pochwalić się Wam co i jak :)

Pochwalę się, że byłam w pięknym miejscu! Bogactwo świeżych warzyw i owoców, cudnych kawałków mięsa, aromatycznych świeżych ziół i kompozycje przeróżnych suszonych przypraw, a także dorodnych wędlin, nawet tych rodem z Włoch...  Zachwyciłam się niesamowicie i czas na małą chwilę stanął chyba w miejscu :)
Upolowałam wiele dobroci, jedną z nich była botwinka, a konkretnie jej dwa pęczki.
Po powrocie do domu oczywistym było, co pierwsze wyląduje w garnku - botwinka, ale nie taka tradycyjna, tylko z dodatkiem domowego zakwasu z buraków.


Zapraszam!


Składniki na bulion:

- 2 litry wody
- średnia marchew
- średnia pietruszka
- kawałek białej kapusty
- pół selera
- pół pora
- 2 rozgniecione ząbki czosnku w łupinkach
- 2 kulki zielna angielskiego
- liść laurowy
- mięso na wywar (u mnie drobiowe)

Z podanych składników przygotowałam wywar. Wszystko gotowałam powoli, tak żeby warzywa oddały cały swój smak. W gotowym bulionie pozostawiłam marchew, którą pokroiłam w plasterki.


Składniki na botwinkę:

- bulion drobiowo-warzywny
- 2 pęczki botwinki
- 100 ml śmietanki 18%
- ok. pół szklanki zakwasu buraczanego
- sól, pieprz, cukier
- sok z połowy cytryny
- ząbek czosnku
- koperek do dekoracji
- jajka ugotowane na twardo

Botwinę umyłam, poobcinałam ogonki od buraczków i obrałam je, a następnie drobno posiekałam. Wrzuciłam do gorącego buliony i gotowałam, aż stała się miękka. Dodałam czosnek, odrobinę cukru i sok z cytryny, a następnie śmietankę i zagotowałam. Na sam koniec, już nie zagotowując dolałam zakwasu. Ponieważ bulion nie był solony, posoliłam i dodałam pieprzu do smaku.

Dodatek zakwasu sprawia, że moja botwina ma głębszy aromat. Pachnie mocno czosnkiem i lekko kwaskowata, co mi bardzo odpowiada.

Zupę serwuję z dodatkiem jajka ugotowanego na twardo, posypaną świeżym koperkiem.


Smacznego :)


 
 

środa, 24 lutego 2016

Hamburgerowe bułeczki wg Hamelmana

Każdy kto choć trochę interesuje się wypiekaniem chleba, wie kim jest Jeffrey Hamelman. W sumie chyba każdy bloger kulinarny zna to nazwisko :) Hamelman to człowiek o wielkim talencie i wspaniałym piekarniczym warsztacie. Mi pozostaje tylko się od niego uczyć i trochę też zazdrościć tych wspaniałych umiejętności... :)

Dziś chciałam Wam pokazać, lekko przeze mnie zmodyfikowany, przepis na bułki do hamburgerów.
Moja mała zmiana była podyktowana ty, iż w domu nie miałam mleka w proszku. Zastąpiłam go więc zwykłym mlekiem, a bułeczki i tak wyszły wyśmienite!

Przepis i wykonanie, czytuję za autorem.


Zapraszam!



Składniki:

- 499 g mąki chlebowej
- 230 g wody
- 1 jajko
- 3 łyżki miękkiego masła
- 3 łyżki mleka (w oryginale to 26 g mleka w proszku)
- 11 g soli
- 8 g drożdży instant
- dojrzewający ser gouda (opcjonalnie, bo ja właśnie nim posypałam bułki, ale można użyć np. sezamu)

Wszystkie składniki mieszam razem. Autor mówi, że ciasto powinno mieć "średnią konsystencję", mieszane tak długo, aż wszystko dobrze się połączy i zacznie tworzyć się siatka glutenowa. Ja mieszałam ręcznie, jakieś 10 minut i wyrosły mi piękne bułki, a samo ciasto miało bardzo przyjemną dla dłoni konsystencję. Po wyrobieniu ciasto fermentuje 1 godzinę. Po tym czasie podzieliłam ciasto na 6 części i jak każe autor, zaokrągliłam każdą z nich.(Chciałam mieć duże hamburgerowe bułki, jak ktoś woli mniejsze to porcji wyjdzie więcej) Tak przygotowane trzeba odstawić na 5 minut przykryte folią spożywczą. Po tym czasie delikatnie posypujemy roboczy blat mąką i rozwałkowujemy każdą porcję na niezbyt gruby placek, tak ok 1,5 cm. Garujemy bułki na blachach wyłożonych pergaminem i przykryte folią plastikową. Kiedy wyrosną i będą miękkie w dotyku pieczemy je w temp. 205 stopni przez 20 minut. Piekłam je bez termoobiegu. Autor radzi by po upieczeniu posmarować je roztopionym masłem, ale ja przed pieczeniem posypałam je serem.

Zdjęcia bułeczek nie są wyszukane, raczej jakość mocno średnia, a to dlatego, że zniknęły szybko - były tak dobre :)








Po upieczeniu skórka powinna być złota, a bułki miękkie i puszyste. I takie właśnie są :)