poniedziałek, 29 września 2014

Racuchy z ricottą wg Czarodziejki.

Dziś tak klasycznie, bez szału ale mimo wszystko, jak dla mnie, pysznie :) Takie racuchy to fajny pomysł na słodkie śniadanie, podwieczorek albo nawet na kolację. Można podać z ulubionymi dodatkami. Są puszyste i leciutkie. Nie zawierają zbyt dużo mąki, a ta która jest można zamienić na inną, zdrowszą. Nie dodaję do nich żadnego środka spulchniającego, a mimo to rosną i są puszyste.


Zapraszam!


Składniki:

- 2 małe jajka
- 220 g ricotty (u mnie domowa ricotta, która została zrobiona po wcześniej przygotowanym serze)
- 4-5 łyżek mąki pszennej
- 2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
- 2 łyżeczki trzcinowego cukru (opcjonalnie)
- ok. 100 ml mleka
- szczypta soli


Żółtka oddzielam od białek i łączę w misce z serkiem, mąką, ekstraktem, cukrem, mlekiem i szczypta soli. Mieszam to wszystko delikatnie trzepaczką, nie za długo, bo konsystencja ciasta jest delikatna. Osobno ubijam białka i dodaję do masy, delikatnie mieszając. Racuchy piekę na rumiano, na ceramicznej patelni. Dzięki ceramicznej powłoce patelni nie muszę dodawać tłuszczu do smażenia.

Gotowe do podania, z ulubionymi dodatkami :)



 
 




 
Pozdrawiam :)

piątek, 26 września 2014

Pierś z kaczki z tymiankową jabłkową salsą.

Czy ja już wspominałam, jak bardzo lubię kaczkę? Oj, pewnie tak :) Uwielbiam to mięso, jest niezwykle aromatyczne, jest pełne klasyki i elegancji. Mogłabym spożywać je codziennie.
Dziś szybki pomysł na pierś kaczą, która przecież zawsze wspaniale łączy się z jabłkami. Tym razem jednak nie będą to pieczone jabłka, a ich wersja na surowo. Może ktoś się skusi :)


Zapraszam!


Składniki:

- jedna duża pierś z kaczki
- 3 ząbki czosnku
- 1 winne jabłko
- gałązki świeżego tymianku
- sól, pieprz, odrobina miodu
- pół małej cebuli lub jedna nieduża szalotka
- 2 łyżki 100 % soku jabłkowego
- 2 łyżki dobrego oleju


Umytą pierś nacinam na krzyż z tej strony, gdzie jest skóra. Nacinam jedynie skórę, uważam, aby nie uszkodzić mięsa. 2 szczypty soli ucieram w moździerzu z 2 ząbkami czosnku, odrobiną pieprzu i miodu na gładką masę. Nacieram nią kaczkę i odkładam na co najmniej 2 godziny, aby mięso mi się zamarynowało.
Po tym czasie rozgrzewam dobrze patelnię i obsmażam pierś. Najpierw na tej stronie, gdzie jest skóra. Nie dodaję tłuszczu do smażenia, kacza skóra ma go już nadto. Mięsko smażę tak długo ale dobrze się zrumieni, ale nie przypali i dopiero wtedy odwracam na drugą stronę. Robię to na wyczucie. Druga strona piersi to już tylko 2-3 minutki smażenia i wkładam pierś do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Czas zależy od wielkości piersi, mi zajęło to ok. 10 minut, bo miałam dość sporą pierś. Mięso po dotknięciu ma być miękkie. Po wyjęciu z piekarnika dajemy mu odpocząć kilka minut.
Pierś po pokrojeniu ma być różowa, a skórka na niej ma być zrumieniona.


W tym czasie zabieram się za salsę:


Cebulkę siekam w drobną kostkę, wrzucam do miski i delikatnie solę. Zostawiam na kilka minut. Jabłko, wraz ze skórą, kroję także w nieduża kostkę, dodaję do cebuli. Przeciskam przez praskę ząbek czosnku i także wrzucam do miski. Mieszam jej zawartość. Do salsy dodaję sok z jabłek, olej i listki świeżego tymianku. Mieszam i doprawiam do smaku pieprzem i jeśli trzeba także solą. Gotowe.






 
Pozdrawiam :)

środa, 24 września 2014

Schabowy z oscypkiem, surówka z kapusty i pieczone ziemniaczki, czyli jesienny obiad wg Czarodziejki

Dziś będzie swojsko :) Na prośbę męża zrobiłam wczoraj schabowego, którego zapiekłam z oscypkiem. Do tego pieczone ziemniaczki i surówka z kapusty, której smak starałam się odzwierciedlić również z opowiadań męża. Takie małe wyzwanie kulinarne :)



Zapraszam!



Kotlet schabowy z oscypkiem:

- dość grube kotlety schabowe (ilość zależna od ilości jedzących)
- jajko
- mąka
- bułka tarta
- sól, pieprz
- oscypek lub inny ser wędzony (jego ilość zależy od ilości kotletów)


Kotlety rozbijam i przyprawiam solą i pierzem. Następnie panieruję w kolejności - mąka, jajko i bułka tarta. Smażę na klarowanym maśle na złoto z obu stron. Odsączam z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku. Oscypka kroję na plastry, na każdy kotlet układam po 4-5 plasterków sera i zapiekam, aż do rozpuszczenia się oscypka w piekarniku, w temp. 160 stopni.



Surówka z kapusty:

- pół główki małej czerwonej kapusty
- pół główki małej białej kapusty
- 1 duża marchewka
- łyżka posiekanej natki pietruszki
- 2 łyżki oleju
- 2 łyżki octu winnego lub jabłkowego
- sól, pieprz, szczypta cukru


Obie kapusty siekam niezbyt grubo i delikatnie solę, żeby zmiękły. Zostawiam je na ok. 30 minut. Po tym czasie dodaję obraną, umytą i startą na tarce o dużych oczkach marchew. Dodaję także natkę pietruszki i mieszam. Sałatkę doprawiam - dodaję olej i ocet, a także cukier, pieprz. Jeśli po spróbowaniu uznam, że brakuje mi soli to jeszcze dosalam, ale nie za dużo.



Pieczone ziemniaczki:

- ziemniaki
- łyżeczka masła
- przyprawa do pieczonych ziemniaków mojej roboty lub ulubione zioła i przyprawy
- sól


Potrzebną ilość ziemniaków obieram, myje i kroję w łódeczki. Obgotowuję na pół twardo w osolonym wrzątku. Przestudzone ziemniaczki układam w naczyniu żaroodpornym, oprószam przyprawą do pieczonych ziemniaków, a na wierzchu układam kawałeczki masła. Wszystko zapiekam w temperaturze 190 stopni termoobieg, aż ziemniaczki się dobrze zrumienią.




 
 
Smacznie pozdrawiam :)

niedziela, 21 września 2014

Bitki wieprzowe w sosie własnym wg Czarodziejki.

To jest moje popisowe danie :) Mięsko wychodzi kruche, miękkie a sos, który je otula nie zawiera zagęszczaczy w postaci mąka czy śmietana. Dzięki temu jest lekki, ale nie traci nic na smaku i aromacie. Jest także bardzo prosty w wykonaniu, dlatego zachęcam wypróbować :)


Zapraszam!


Składniki:

- ok. 70 dkg ładnej, surowej szyki
- główka niedużej cebuli
- 2 - 3 ząbki czosnku
- kilka suszonych grzybów
- pół średniego selera
- sól, pieprz
- ziele angielskie
- liść laurowy
- 300 ml bulionu
- olej do smażenia


Umyte i oczyszczone z błonek mięso kroję w plastry. Ważne jest, by plastry nie były zbyt cienkie. Bardzo delikatnie rozbijam je tłuczkiem i każdy kawałek solę i posypuję pieprzem. Odstawiam przynajmniej na min. 30 minut, by poleżakowało trochę w przyprawach. Najlepiej jednak zrobić to wieczorem i zostawić szynkę na całą noc w lodówce. Po tym czasie obieram cebulę i kroję w półplasterki. Obieram czosnek i seler i również kroję. Kawałki nie muszą być regularnego kształtu bo i tak potem wszystko zostanie zmiksowane. Wszystko wrzucam do garnka, dodaję grzyby i odstawiam na bok.
Pora, by usmażyć mięso. Na rozgrzaną patelnię wlewam olej. Nie powinno go być zbyt dużo. Podsmażam mięso z obu stron, tak by się przysmażyło i zrumieniło ale nie spaliło ;) Kiedy obsmażone są obie strony, to przekładam mięsko do garnka, w którym są już grzyby, seler, cebula, czosnek i podlewam patelnię niewielką ilością bulionu. Deglasuję - czyli chodzi o to by, to co pozostało po smażeniu mięsa, ten cały smak i aromat, drewnianą łyżką zgarnąć z całej patelni, zmieszać z tą niewielką ilością bulionu i przelać do garnka z usmażonym już mięsem. Tę czynność powtarzam, aż wysmażę całą pokrojoną w plastry szynkę.
Następnie do mięsa i warzyw dolewamy resztę bulionu. Ja stosuję bulion warzywny, po prostu raz w tygodniu gotuję sobie taki wywar i ostudzony przechowuję w lodówce. Służy mi on jako baza do wielu potraw. 
Mięsko tak przygotowane i zalane bulionem gotuję pod przykryciem, na najmniejszym ogniu, by zmiękło - trwa to ok. godziny. Po tym czasie, gdy wszystko jest miękkie, wyjmuję mięso i blenderem rozcieram warzywa z bulionem. Nie przejmuję się, gdy sos okaże się za rzadki, bo będę go jeszcze redukowała. Do tak roztartego sosu wkładam kawałki mięsa i jeśli trzeba doprawiam solą i pieprzem. Wrzucam ziele angielskie, liść i duszę pod przykryciem jakieś 30 minut na małym ogniu albo do uzyskania zadowalającej mnie konsystencji.

Smacznego!



 
 

 
 
Pozdrawiam i udanej niedzieli życzę :*


wtorek, 16 września 2014

Grillowane miodowe figi z gorgonzolą.

Po małej przerwie wracam z czym niewielkim ale na prawdę bardzo pysznym i eleganckim.
Przystawka ta przygotowana była na niebyle jaką okoliczność i serwowana z dobrym, czerwonym winem. Figi świetnie smakują z gorgonzolą, dlatego ja zawsze mam ochotę na kolejne kęsy i kolejne i kolejne...


Zapraszam!


Składniki:

- figi
- opakowanie sera gorgonzola (150 g)
- 3-4 łyżki miodu (ja lubię ten o mocnym i wyraźnym smaku np. gryczany)
- 2 łyżki octu balsamicznego
- olej z orzechów laskowych


Ścinam czubek każdej figi, a następnie nacinam każdą na krzyż, pamiętając by ich nie przeciąć. Delikatnie rozchylam każdy owoc i polewam miodem. Tak przygotowane grilluję lub smażę na beztłuszczowej patelni kilka minut. W międzyczasie dzielę gorgonzolę na mniejsze kawałeczki.
Na drugiej patelni lub małym rondelku redukuję ocet balsamiczny z dwiema łyżkami miodu. Trwa to kilka minut, trzeba pilnować, żeby nic się nie przypaliło. Na początku zredukowany sos nie jest gęsty, ale kiedy ostygnie zamienia swoją konsystencję.

Ugrillowane figi układam na półmisku, który polałam zredukowanym balsamico. Do środka każdej nakładam gorgonzolę i skrapiam całość odrobiną oleju z orzechów laskowych.

Teraz zostaje już tylko nalać sobie dobrego, czerwonego wina do kieliszka i rozsmakować się w tych pysznościach :)




 
 
Smacznego!

wtorek, 9 września 2014

Moje suszone pomidory w oleju, chipsy pomidorowe i mielone pomidory.

Kiedyś już był podobny wpis, ale co tam - uwielbiam pomidory i mogę o nich pisać i je smakować ciągle.
Zapraszam na pomidorowe szaleństwo Czarodziejki raz jeszcze!

Dziś o suszeniu pomidorów i późniejszym ich wykorzystaniu.
Suszenie to dość czasochłonne zadanie, nie jest ciężkie i skomplikowane, wymaga jedynie czasu.

Czego potrzebuję?

- pomidorki (ilość dowolna, ale ostrzegam, w czasie wysychania skurczą się mocno)
- odrobina soli, cukru i ulubionych ziół, suszony czosnek

Dużo osób do suszenia wybiera odmianę Lima, jest ona mięsista, a co za tym idzie wdzięczna do takiej obróbki. Ja mam nieograniczony dostęp do swojskich, ekologicznych pomidorów, konkretnie tzw. malinówek, więc wykorzystuję właśnie tą odmianę i u mnie sprawdza się w 100%.
Ale do rzeczy. Zrywam z krzaka nieduże pomidorki, patrzę, żeby były mniej więcej jednakowej wielkości. Po umyciu pomidorów, kroję ja na połówki i małą łyżeczką wydrążam miąższ. Wydrążone połówki układam na blasze przykrytej papierem do pieczenia. Lekko solę, posypuję szczyptą cukru i dodaję ulubione zioła i czosnek. Tej soli na prawdę tylko troszkę.

Próbowałam kiedyś suszyć pomidorki na słońcu. Powiem tak - jest to wykonalne, ale w naszych warunkach atmosferycznych ciężkie do zrobienia. Z ziołami jest dużo łatwiej :)
Teraz suszę tylko w piekarniku. Wtedy nagrzewam go do max. 100 stopni, termoobieg i suszę pomidorki przez kilka godzin. Mają być pomarszczone ale nie wyschnięte na wiór. Trzeba je pilnować i w razie potrzeby wyjmować już te, które są odpowiednio ususzone. Te, które są jak na zdjęciu głównym - ususzone do tego stopnia - wylądują w słoiczkach.


Część pomidorków suszę trochę mocniej. Te zmielę w blenderze i będę przechowywała w papierowej torebce. Służyć mi będą jako przyprawa np. sosu do pizzy, do sałatek, na kanapki, do jajecznicy. Część tak mocniej ususzonych pomidorków, tych które nie zmielę, będzie mi służyła jako pomidorowe chipsy doprawione ziołami. To jest wspaniały pomysł na lekką przekąskę.

Wracamy do pomidorków w oleju. Do nich będę jeszcze potrzebowała dobry olej, może być oliwa z oliwek - tak nawet lepiej, ale wiem, że nie każdy lubi jej charakterystyczny smak. Ja używam oleju słonecznikowego. Dodatkowo ząbki czosnku, ocet winny i znów ulubione zioła. Mogą być suszone albo świeże.

Pomidorki, które mam przeznaczone do oleju wkładam do sporej miski. Dodaję łyżeczkę octu winnego i posypuję ziołami, jeśli dodaję suszone. Świeże zioła i pokrojony na większe kawałki czosnek wkładam bezpośrednio do słoików, między pomidorki. Tak przygotowane pomidory, umieszczone w słoiczkach, zalewam dość ciepłym olejem.
Uwaga - olej nie może być za gorący, bo zawartość słoiczka nam się usmaży... a nie o to przecież nam chodzi. Słoiczki szybko zakręcam, odwracam do góry dnem i zostawiam, aż olej ostygnie.
Przechowuję je w piwnicy, w zaciemnionym miejscu. Spokojnie leżakują mi do następnego sezonu.

Jak pisałam wyżej, takie przetwarzanie pomidorków zabiera czas ale efekt końcowy wynagradza wszystko. Aromat, który rozchodzi się po domu w czasie suszenia ciężko mi opisać. Ich zapach wnika w każdy zakamarek domu i sprawia, że jestem radośniejsza i w ogóle wszystkiego mi się chce :)

Polecam poznać ten stan!



 
 

 
 

 
 

 
 
Życzę udanego wieczoru :)


piątek, 5 września 2014

Zupa brokułowo-serowa z chili, tyminakiem i grzankami czosnkowymi.

Jest kremowa, ale nie jest zbyt gęsta. Robi się ją na prawdę szybko i prosto, a dodatek serów i płatków papryki sprawia, że brokuł nabiera nowego i ciekawego smaku.


Zapraszam!


Składniki:

- 1 litr bulionu drobiowego
- 1 duży brokuł
- 70 g gorgonzoli
- 2 łyżeczki tartego parmezanu, lub innego twardego wyrazistego w smaku sera
- ząbki czosnku
- świeży tymianek
- sól, pieprz, gałka muszkatołowa
- kilka kromek pszennego pieczywa na grzanki


Aromatyczny bulion zawsze robię szybciej. Tym razem wybieram drobiowy. Do bulionu wrzucam oczyszczonego i podzielonego na części brokuła. Nie używam tylko samych różyczek, dodaję też cześć łodyżek, gdyż one także są jadalne. Wszystko gotuję na średnim ogniu, aż brokuł zmięknie. Blenduję zupkę dokładnie i dodaję sery. Na malutkim ogniu mieszam i czekam, aż sery się roztopią i połączą. Dopiero wtedy dodaję drobno roztarty ząbek czosnku, odrobię gałki muszkatołowej i listki świeżego tymianku. Na końcu solę i pieprzę do smaku.

Kromki pieczywa opiekam na rumiano na patelni i rozcieram na każdej z nich czosnek.

Zupkę podaję posypaną płatkami suszonego chili i gałązkami świeżego tymianku.

Smacznego życzę :)



 
 
Milutkiego dnia życzę :)

środa, 3 września 2014

Zakwas na chleb według Czarodziejki.

Już jakiś czas myślę nad takim wpisem, bo chciałam podzielić się SWOIMI wiadomościami i spostrzeżeniami na temat przygotowywania zakwasu.
Według mnie nie jest tak straszne i trudne zajęcie, jak mogłoby się co niektórym wydawać. Właściwie wystarczy przestrzegać kilku prostych zasad, by można było się cieszyć swoim własnym zakwasem, a potem, dzięki niemu, własnoręczni zrobionym i upieczonym, wspaniałym domowych chlebem, lub też innymi wypiekami. Bo przecież zakwas służy nie tylko do wypieku chleba.

Gdyby mnie ktoś zapytał czego potrzeba, by zakwas się udał to bez namysłu wskazałabym zasadę "Cztery razy C plus S", czyli:

- cierpliwość
- ciepło
- cierpliwość
- ciepło
- spokój

Brzmi może trochę niewiarygodnie, ale sprawdza się w 100%. Jeśli dysponujemy mąką i wodą, to powyższa zasada i zastosowanie się do niej zakończy się sukcesem :)
Nasze dzikie drożdże, bo tym jest zakwas, potrzebują czasu i ciepłej aury wokół siebie, aby mogły zacząć żyć. Potrzebują też spokoju, nie ma sensu ruszać ich, wciąż mieszać i zaglądać do nich co rusz.
Latem jest prościej wyhodować zakwas, kiedy na dworze panuje upał to mój świeżo nastawiony potrafi zacząć pracować już w pierwszej dobie.
Kiedy temperatura w domu zaczyna być niższa, można sobie pomóc przy pomocy grzejnika, kominka albo piekarnika. Można zakwas ustawić gdzieś w pobliżu źródła ciepła, otulić ściereczką, albo wstawić do piekarnika, w którym włączymy lampkę.

Robienie zakwasu:

Jest wiele receptur, w internecie można naleźć dużo wskazówek, zdjęć i porad co z czym, w jakiej ilości i jak często. Ja powiem tak - moje początki były takie, że im mocniej się starałam, tym słabiej mi wychodziło :) Ale nie zrażałam się. Pewnego dnia po porostu wzięłam w dłoń słoik, wrzuciłam 4 łyżki stołowe mąki razowej typ 2000 i dodałam tyle wody, aby wymieszana papka miała konsystencję śmietany. Woda była wcześniej przegotowana i ostudzona. Słoik nakryłam luźno woreczkiem, takim, w który pakuję drugie śniadanie do pracy i zostawiłam na 24 h w ciepłym miejscu. Ciepłe to znaczy te 22-24 stopnie C. Na drugi dzień czynność powtórzyłam. W tym czasie zakwas zaczął nabierać tego lekko kwaśnego zapachu, który dla mnie był bardzo przyjemny, a na spodzie słoja ujrzałam pierwsze pęcherzyki powietrza. Po pierwszej powtórce dodania mąki i wody, znów uzyskałam śmietanową konsystencję papki i odstawiłam na kolejne 24 h. W tym etapie, zwłaszcza w okolicach 12 h po, mój zakwas się podniósł i to znacznie. Dostał jeszcze więcej pęcherzyków i wciąż pachniał przyjemnie kwaskowato. Drugie dokarmianie odbyło się z tej samej ilości mąki i wody, a po wymieszaniu, po raz trzeci powędrował na 24 h by nabierać mocy.
Po tym czasie widać całą masę pęcherzyków, zdarza się, że zakwas trochę siada ale to nic, bo z takiego już można zrobić wypiek. Nie jest on jeszcze bardzo mocny i stabilny, dlatego na pierwszy wypiek radzę użyć prawie całego zakwasu, zostawiając sobie troszkę na rozmnożenie następnego.
Rozmnożenie to nic innego, jak dodanie do tej drobinki pierwszego znów mąki i wody i odstawienie a ciepłe miejsce.

Przechowywanie zakwasu:

Ja swój trzymam w lodówce, wyjmuję go przed pieczeniem chleba i dokarmiam, aby uaktywnić. To uaktywnianie trwa zazwyczaj całą noc i rano biorę tyle ile wymaga przepis, działam dalej. Resztę zakwasu odstawiam znów do lodówki. Niska temperatura go uśpi. Jeśli nie piekę chleba zbyt często to i tak muszę raz na jakiś czas, zazwyczaj raz w tygodniu, pamiętać o jego dokarmieniu. Nawet uśpiony zakwas musi się od czasu do czasu pożywić.

Czy zakwas może się zepsuć? Jak wygląda zepsuty zakwas?

Oczywiście, że może i spowoduje to jego zaniedbanie. Taki zepsuty zakwas przybiera bardzo brzydką, ciemną barwę, pojawia się na nim pleśń, a jego woń jest mocno odpychająca. Normalnie taki starszy zakwas też pachnie dość intensywnie ale kiedy będziemy mieć do czynienia z zepsutym, na pewno nie umknie on naszej uwadze :)
Zasada jest taka, że im straszy zakwas tym jest bardziej stabilnym i trudniej go zepsuć. Na pewno nie można zrobić tak, ze wyhodujemy zakwas, wstawimy go do lodówki i zapomnimy o nim na długie dni. Trzeba go wykorzystywać i regularnie dokarmiać.

Takie inne zakwasowe ciekawostki:

Jeśli zakwas nam się rozwarstwi, nie znaczy, że się zepsuł. Wystarczy, że przy dokarmianiu dodamy ciut więcej mąki i konsystencja nam się wyrówna.
Jeśli na zakwasie nie widać pęcherzyków nie zawsze oznacza to, że coś nam nie wyszło. Bywa i tak, że bez dużej ich ilości zakwas świetnie sobie radzi. To trzeba po prostu wyczuć :)
Jeśli chcę przyspieszyć tworzenie się zakwasu świetnie działa dodanie podczas dokarmiania trochę DOMOWEGO zakwasu na żurek. Ale podkreślam domowego, za te sklepowe nie biorę odpowiedzialności, nie wiem jakiej chemii tam dodają.
Zakwas można modyfikować, mam na myśli dodanie do niego w czasie karmienia innej mąki, np. żytniej, albo pszennej. Jeśli będziemy stale potem dodawać którejś z tych rodzajów mąk, otrzymamy nowy, zupełnie innym zakwas.


Och, to się rozpisałam... Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam, i że wszystko jest zrozumiałe. Podkreślam raz jeszcze, iż ten post to moje własne doświadczenia i spostrzeżenia na temat przygotowywania zakwasu w domu, do których dochodziłam metodą prób i błędów.
Prawda jest też taka, że każdy musi poczuć tą czynność na sobie, nabrać doświadczenia. A powiem Wam, że nie raz robiłam coś intuicyjnie i wychodziłam na tym najlepiej :)


Na koniec przedstawiam na zdjęciach trzy pierwsze dni z życia mojego zakwasu:


Dzień pierwszy, jeszcze nie-zakwas, zaraz po wymieszaniu wody i mąki

 
 

Dzień drugi, mój nie-zakwas przed pierwszym dokarmianiem, już widoczne są pierwsze pęcherzyki powietrza:

 
 
Dzień drugi, 12 h po pierwszym dokarmianiu, zakwas wyraźnie przyrasta:

 
 
 
Dzień trzeci, zakwas po drugim dokarmieniu, już nieco siada, ale widoczne są pęcherzyki powietrza:





Dzień czwarty, gotowy zakwas, trochę się jeszcze uniósł po drugim dokarmianiu, ale nie jest wyższy niż ten z drugiego dnia po 12 h, ma jednak bąbelki i już można z niego upiec pierwszy chlebek :):


poniedziałek, 1 września 2014

Cherry pie z Miasteczka Twin Peaks

Na dworze robi się już bardziej mgliście niż przejrzyście, las nabiera pewnej aury tajemniczości. Pajęczyny wilgocią skrzą się między gałęziami drzew, a leśne runo pachnie jakoś tak intensywniej... Wtedy przypomina mi się znany chyba wszystkich serial Davida Lyncha "Miasteczko Twin Peaks".
A za sprawą Autorki bloga mniam-mniam.bloog.pl przypomniał mi się podwójnie! To u niej zobaczyłam jakiś czas temu recepturę na to wspaniałe wiśniowe ciasto. Dziś prezentuję moje wykonanie tu na blogu. Przepis i wykonanie cytuje za Autorką.

Zapraszam!


Składniki na ciasto:

- 400g mąki pszennej
- 200g zimnego masła
- 50g cukru pudru
- 1 żółtko
- ok. 3 łyżki zimnej wody

Najpierw ciasto. Masło siekam z cukrem i mąką a następnie dodaje żółtko. Jak radzi autorka dodajemy wodę na końcu i jeśli konsystencja ciasta będzie tego wymagała to wody dodajemy więcej. Wyrabiam do uzyskania jednolitej konsystencji, formuje placek, zawijam w folię i wkładam do lodówki na min. 30 minut.


Składniki na wiśniowe nadzienie do ciasta:

- 1 kg świeżych wydrylowanych wiśni
- 200 g cukru pudru (dałam troszkę mniej)
- sok z 1 cytryny
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- 1/4 szkl. wody

Kiedy ciasto się chłodzi, czas na nadzienie. Do garnka wkładam umyte, wydrylowane wiśnie, wsypuję cukier i wyciskam sok z cytryny. Całość gotuję na małym ogniu ok. 10 minut. W kubku rozrabiam mąkę z wodą i dodaje do wiśni. Dokładnie mieszam i jeszcze chwile gotuje.

Schłodzone ciasto dzielę na dwie części. Tak, jak Autorka na spód dałam trochę więcej. Większą połowę rozwałkowałam i przekładamy na tortownicę (24cm), tak żeby ciasto sięgało do górnej jej krawędzi. Wlewam nadzienie wiśniowe. Resztę ciasta rozwałkowuje i kładę na wierzch. Wystające ciasto opuszczam i delikatnie dociskamy widelcem - chodzi o to, by nie wyciekło nadzienie w czasie pieczenia. Wierzch ciasta smaruje mlekiem i posypuje obficie cukrem. Na wierzchu patyczkiem od szaszłyków zrobiłam kilka dziurek.
Ciasto wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200°C pieczemy 15 min., a następnie obniżamy temperaturę do 175°C i pieczemy kolejne 25-30 min.

Wychodzi pyszniutkie!

Dziękuję Autorce mniam-mniam.bloog.pl za pozwolenie wypróbowania i opublikowania tego cudnego ciasta :)

I jeszcze coś: ja podałam ciacho z kremówką, którą ubiłam tylko z dodatkiem ziarenek wanilii, Autorka bloga, od której cytuję przepis poleca podać też cherry pie z lodami :)


 
 
 

 
 Pozdrawiam :)