poniedziałek, 31 marca 2014

Drożdżówka bardzo prosta

Nie wiem dlaczego ale spotkałam się z opiniami, że ciasto drożdżowe jest trudne i skomplikowane do przygotowania. Powiem nawet więcej - znam osoby, które się wręcz boją do niego podejść... Chciałabym natchnąć więcej wiary w takie wystraszone osobniki i osobniczki i tym przepisem pokazać, że drożdżowe ciasto jest jednak do zrobienia, w cale nie jest trudne i jak najbardziej może udać się absolutnie każdemu.
Podobnych przepisów w sieci jest całe mnóstwo. Ten który tu prezentuję, dostałam od kogoś znajomego i trochę go podkręciłam na swój gust.
Przepis mega łatwy, nie wymaga wysiłku i zawsze się udaje.

Ciasta drożdżowego nie trzeba się bać :)


Składniki na ciasto:

- 7 dkg świeżych drożdży
- 3/4 szkl. cukru
- 1/2 szkl. oleju
- 3/4 szkl. letniego mleka
- 4 roztrzepane jajka ze szczyptą soli
- 4 szkl. mąki pszennej (ja zawsze przesiewam mąkę)

Kruszonka:

- 1/2 kostki masła
- 1 szkl. mąki
- 1/2 szkl. cukru

I oczywiście jakieś owoce, ja dałam wiśnie. Miałam ich ponad pół kilograma. Były już wydrylowane, zasypałam je jednym opakowniem cukru waniliowego przed wyłożeniem na ciasto.

Przygotowanie ciasta jest, jak wspomniałam, bardzo proste:
do miski wkruszamy drożdże i dodajemy w kolejności, jak napisane jest wyżej, resztę składników. Nie mieszamy, tylko nakrywamy miskę ściereczką i odstawiamy tak ciasto na 2 do 3 godzin. Po tym czasie mieszamy wszystko drewnianą łyżką i wykładamy na blaszkę. Na gotowe ciasto wyłożyłam wiśnie, a na wierzch wysypałam wcześniej przygotowaną i schłodzoną kruszonkę.

Kruszonka:
wszystkie podane składniki mieszamy ze sobą, i wkładamy do lodówki, aby dobrze się schłodziła

I teraz ważne - blaszkę z przygotowanym już ciastem wkładamy do zimnego piekarnika!!!! Nastawiamy piekarnik na termoobieg, 180 stopni, i pieczemy 30 minut.


Pracy niewiele, a ciasto wychodzi pyszne i mięciutkie :)



 
 
 
Smacznego wieczoru życzę i pozdrawiam !

niedziela, 30 marca 2014

Dorsz pieczony w szynce parmeńskiej

Lubię ryby i staram się, aby w mojej diecie było ich sporo.
Dziś pomysł na pyszną rybę, bardzo soczystą i gotową do zjedzenia w kilka minut, dokładnie w 10.

Zapraszam!


Składniki:

- ok. 1/2 kg filetu z dorsza
- plastry szynki parmeńskiej (tyle plastrów ile kawałków ryby)
- sól, pieprz


Filety dzielę na mniejsze kawałki, takie, jakie szerokie są plastry szynki. Oprószam solą i pieprzem i odstawiam na godzinkę. Po tym czasie rybę, kawałek po kawałku, owijam szynką. Jeden kawałek ryby w jeden plaster szynki. W międzyczasie nagrzewam piekarnik do 180 stopni, termoobieg i tak przygotowanego dorsza zapiekam przez 10 minut.

Ot i całe zamieszanie, a ryba wychodzi soczysta i mięciutka. Niezwykle komponuje się z szynką.
Po prostu trzeba spróbować :)




 


                                              Świetnie komponuje się z chrupiącą surówką.

sobota, 29 marca 2014

Sałatka z kabanosami i sosem chrzanowym

Z klimatem nadchodzących, póki co, wolnymi krokami Świąt Wielkanocnych. Do wymyślenia tej szybkiej sałatki natchnął mnie sos chrzanowy, którym ją polałam.
Uwielbiam ten sos. Gości w moim rodzinnym domu, podczas każdej Wielkanocy. Służy głównie jako dodatek do jajek, wędlin i zimnych pieczonych mięs. Dziś przypominam sobie jego smak w troszkę innej, ale równie pysznej wersji.
Sałatka należy, według mnie, do kategorii tych bardziej "sytych", ale jest mimo to pyszna.

Zapraszam :)


Składniki na sałatkę:

- pół główki średniej wielkości sałaty lodowej
- 3 jaja ugotowane na twardo
- pomidor
- 4 cienkie, drobiowe kabanosy
- szczypior

Umytą sałatę dzielę drobno i rozkładam na dużym, płaskim talerzu. Wystudzone i obrane ze skorupek jajka kroję na ćwiartki, rozkładam na sałacie. Pomidora myję, kroję na osiem części, a każdą część jeszcze w poprzek na pół i również rozkładam na sałacie. Kabanosy dzielę na niewielkie części i układam pomiędzy jajkami i pomidorami. Wszystko to posypuję drobno posiekanym szczypiorkiem. A całość polewam obficie sosem chrzanowym.


Składniki na sos chrzanowy:

- 1 żółtko ugotowane na twardo
- pół łyżeczki cukru
- 2 łyżeczki soku z cytryny
- 2 łyżeczki chrzanu
- 2 łyżeczki jogurtu typu greckiego
- 2 łyżeczki majonezu
- sól, biały pieprz

W miseczce rozgniatam żółtko z cukrem i sokiem z cytryny. Trzeba to robić dokładnie, by powstała masa była bez grudek. Kolejny krok to dodanie chrzanu i wymieszanie, a następnie dodaję jogurt i majonez, mieszam i doprawiam do smaku solą i białym pieprzem. Sos jest gotowy do użycia.
Jak ktoś lubi, można do gotowego sosu dodać pokrojone w drobną kostkę białko, które pozostało po oddzieleniu żółtka.


 
 
Smacznie pozdrawiam :)

piątek, 28 marca 2014

Sałatka z pomidorów i kiełbasy

Dzisiaj przepis na coś bardzo sycącego, smacznego i jednocześnie bardzo prostego w przygotowaniu.

Sałatka, która zadowoli nawet męskie podniebienie.

Pierwszy raz jadłam ją, i robiłam u koleżanki. Ona wypatrzyła ten przepis, a potem opowiadając mi próbowałyśmy zrobić i odtworzyć to, co widziała w tv na talerzu. W trakcie jej przygotowywania, do mieszkania wpadł jej syn, i od progu poinformował nas, że od razu wiedział, że to my coś gotujemy, bo na całej klatce pachnie czosnkiem i pomidorami :)


Składniki:

- 5 średnich pomidorów
- 30 dkg suchej, pikantnej kiełbasy
- pęczek szczypiorku
- 2 ząbki czosnku
- sól, pieprz
- 2 łyżeczki oliwy z oliwek
- opcjonalnie do sałatki ser typu bałkańskiego, pokrojony w kostkę

Pomidory umyć, i pokroić na kawałki - im bardziej pokrojone niedbale, tym sałatka lepsza. Można je też sparzyć i obrać ze skórki, jak ktoś tak lubi, ja z tego zrezygnowałam, gdyż przygotowywałam sałatkę z malinówek, i byłaby to zbrodnia, według mnie, pozbawiać ich skóry. Do pomidorów dodajemy posiekany szczypior, sól i pieprz, oraz oliwę.

Kiełbaskę kroimy i podsmażamy na patelni. Nie dodaję już do niej żadnego tłuszczu. Im kiełbasa jest pikantniejsza, tym efekt końcowy wyborniejszy, do tego przepisu świetnie pasuje hiszpańskie chorizo. Kiedy będzie przyrumieniona, dodaję do niej drobno posiekany czosnek. Smażę chwilę, ciągle mieszając, bo czosnek szybko się przypala, i dodaję do pomidorów. Wszystko razem mieszam i sałatka gotowa. Lubię ją z dodatkiem sera typu bałkańskiego, i oczywiście ze świeżym pieczywem.



 
 
Smacznego życzę :)


czwartek, 27 marca 2014

Śledzie z suszonymi pomidorami i czosnkiem, aromatyzowane rozmarynem.

Jestem wielką amatorką suszonych pomidorków w oleju. Co roku, w sezonie, robię spory ich zapas, a potem przez resztę miesięcy wykorzystuję na różne sposoby moje zapasy.

Lubię też śledzie i stąd właśnie mój pomysł na połączenie tych cudownych składników :)

Zapraszam!


Składniki... no właśnie, bo ich ilość zależy od ilości śledzi, jakimi będziemy dysponować. Napiszę po prostu jak to było u mnie :P


Składniki:

- ok. pół kg śledzi (wymoczonych wcześniej i pozbawionych nadmiaru soli)
- ok. półtora słoiczka suszonych pomidorów (nie żałowałam ich)
- kilka ząbków czosnku
- brązowy cukier do smaku
- przyprawa typu włoskiego*
- olej spod pomidorków
- ocet winny
- gałązki świeżego rozmarynu (opcjonalnie)


Wymoczone śledzie kroję na mniejsze kawałki, to samo robię z pomidorkami z zalewy. Na dno słoika wylewam odrobinę oleju spod pomidorków i wyciskam trochę czosnku, na to układam kilka kawałeczków śledzi posypuję przyprawą włoską, małą szczyptą cukru i skrapiam dosłownie kilkoma kroplami octu winnego i układam pokrojone w mniejsze części pomidorki. Nie żałuję ich. Ponownie polewam wszystko olejem i zaczynam układanie od nowa, aż do wyczerpania składników. Ważne, aby odstawić sobie na bok jeden ząbek czosnku. Kiedy wykorzystam już wszystkie składniki, to ten ząbek pokroję w plastry i poukładam na wierzchu, jeśli trzeba dolewam oleju, by śledzie były zakryte zupełnie i układam dla aromatu na wierzchu jeszcze gałązki świeżego rozmarynu.
Wszystko powinno się ze sobą łączyć minimum 24 h, ale po 48 smakuje jednak najlepiej.
Tylko, kto ma cierpliwość czekać, aż tyle...

* przyprawa typu włoskiego - ja robię sobie ją sama, mielę ususzone pomidory razem z bazylią i czosnkiem ale można też kupić gotową i wykorzystać.



 
 
 
Są na prawdę pyszne, dlatego polecam wypróbować.
 
Smacznego!

środa, 26 marca 2014

Zupa krem z cukinii, pyszna i aromatyczna...

Dziś aromatycznie i na ciepło.
Co prawda, sezon na cukinię jeszcze przede mną ale, kiedy tylko z ogrodu będę mogła już przynosić własnoręcznie zebraną cukinie zupa ta gościć będzie u mnie na stole często. Odżywcza, lekka, prosta w przygotowaniu i na prawdę smaczna... No i czego tu chcieć więcej? :)


A potrzebować do jej stworzenia będziemy:

- ok. pół litra bulionu (ja użyłam bulionu drobiowo-warzywnego, zawsze gotuję go więcej i przechowuję w lodówce)
- 3 średnie, młode cukinie
- 1 średnia lub pół dużej cebuli
- 1 mała marchew
- 3 ząbki czosnku
- sól, pieprz, bazylia i tymianek
- olej do smażenia lub masło klarowane

Zaczynam od umycia i obrania cukinii. Kroję je na pół, i usuwam gniazda nasienne. Tak oczyszczone cukinie kroję w kostkę. Cebulę obieram i kroję w piórka, czosnek siekam drobno. Marchew myję, obieram i kroję w drobną kostkę. Na głebokiej patelni rozgrzewam olej, wrzucam cebulkę i czekam, aż się zeszkli. Dodaję czosnek, marchewkę i duszę na małym ogniu, by czosnek się nie przypalił. Kiedy wszystko się ładnie poddusi dodaję pokrojona cukinię, mieszam i przykrywam. Duszę to wszystko razem tak z 10-15 minut, po czym wlewam bulion i dodaję zioła. Jeśli dodajemy zioła w postaci suszonej robimy to właśnie teraz, aby uwolniły swój zapach i aromat. Jeśli zaś dysponujemy świeżymi ziołami, to dodajemy je zawsze do potraw już na sam koniec. W przepisie podałam ok. pół litra bulionu, jego ilośc zależy od tego jak bardzo zupa ma być gęsta i jakiej wielkości będą nasze cukinie. Mi, z tych proporcji wyszedł super gęsty krem, taki jak lubię. Bulion z warzywami duszę tak długo, dopóki cukinia nie zrobi się całkiem miękka. Wszystko potem miksuję blenderem i doprawiam jeszcze do smaku solą i pieprzem. Ja dodałam biały pieprz, bo bardzo lubię ten jego właśnie rodzaj i u mnie w kuchni gości on bardzo często.



 
 
Uwielbiam ten krem i polecam go zawsze każdemu.
 
Smacznego wieczoru życzę :)

wtorek, 25 marca 2014

Domowy makaron

Dzisiaj cofam się w czasie i przywołuję smaki z dzieciństwa. Pamiętam niedziele obiady, na których królował domowy rosół, a dodatkiem koniecznym był makaron. Ale nie kupny, tylko ten, który mama dzień wcześniej zagniatała dłońmi na wielkiej drewnianej stolnicy, a potem małą ręczną maszynką rozwałkowane cieniutko ciasto zamieniała w nitki do rosołu. Następnie gotowy makaron suszył się porozkładany na płóciennych, specjalnie tylko do tego przeznaczonych serwetach, by ostatecznie wylądować we wrzątku, a potem na naszych talerzach.

Dziś ugniatam ciasto ręcznie, przywołując te wspomnienia, ale przyznaję się bez bicia, że jeśli chodzi o cieniutkie wałkowanie wspomagam się maszynką do makaronu i uważam, że to wspaniały kuchenny pomocnik. Dzisiejsze maszynki są różnorodne i dzięki nim można spełniać przeróżne makaronowe fantazje.


Ciasto:

w zależności jaka ilośc makaronu będzie mi potrzebna zwiększam porcję, trzymając się reguły, że na 100g mąki przypada 1 jajko i 1 łyżeczka oleju.


Składniki łączę ze sobą zagniatając je i odstawiam na 20 minut zawinięte szczelnie np. w folię spożywczą. Po tym czasie przy pomocy maszynki do makaronu porcjami rozwałkowuję je, a następnie wybieram rodzaj makaronu, jaki potrzebuję i przy pomocy maszynki nadaję mu pożądany kształt.
Gotuję go od razu, w osolonym wrzątku z dodatkiem oleju, lub suszę i przechowuję w papierowych torbach i wykorzystuję kiedy zajdzie taka potrzeba.



 


Bardzo polecam robienie makaronu. Nie zajmuje to aż tak dużo czasu, zwłaszcza jeśli posiadamy maszynkę, i co najważniejsze wiemy dokładnie co jemy.
I ten smak - połączenie domowego makaronu z domowym rosołem, który "pyrkał" gotując się długo i bardzo powoli, nabierając klarownej barwy -  duet trafiony, jak żaden inny...

Więcej zdjęć na FB.

poniedziałek, 24 marca 2014

Pizza

Myślę, że w każdym domu znajduje się przepis na pizzę.
Każdy robi inaczej, według innego sposobu i według własnego uznania. Ja posiadam kilka przepisów na ten włoski specjał, przerobiłam ich na prawdę wiele i ten tu to suma moich doświadczeń i ćwiczeń.

Zapraszam!


Zawsze zaczynam do ciasta:

- 30 dkg mąki (od jakiegoś czasu używam tylko mąki włoskiej, typ 00)
- ok. 1/2 szklanki letniej (nie gorącej!) wody (to ile użyjemy wody zależy od rodzaju mąki, jaki wykorzystamy w przepisie)
- niecała łyżeczka soli
- 2 łyżki dobrej oliwy
- 15 g świeżych drożdży

Mąkę przesiewam do miski, robię w niej dołek i zostawiam na kilka chwil. W tym czasie drożdże mieszam z częścią letniej wody i czekam, aż zaczną "pracować". Kiedy drożdże pięknie się pienią wlewam do mąki, dosypuję sól i powoli zganiatam dolewając partiami resztę wody. Ciasto ma być miękkie i puszyste. Na końcu dodaję oliwę i zagniatam. Przykrywam ciasto ściereczką i odstawiam do wyrośnięcia.

Kiedy ciasto wyrasta, to zabieram się za przygotowanie sosu pomidorowego. Sos to ważna sprawa, smaruję nim ciasto przed wyłożeniem reszty składników, dzięki temu też nie potrzebne jest "doprawianie" pizzy ketchupem. Ponoć prawdziwy Włoch jest gotów sie obrazić, jeśli zaproponuje się mu ketchup do pizzy.

Sos nr 1:

- 1 duży mięsisty pomidor lub 2 mniejsze (ewentualnie mogą być pomidory z puszki)
- pół drobno posiekanej cebulki
- 2 ząbki posiekanego czosnku
- zioła: bazylia, oregano
- zmielone suszone pomidory
- sól i pieprz do smaku, odrobina cukru (daję trzcinowy)
- łyżeczka oleju

Na oleju lekko podsmażam cebulę i czosnek, pilnując by się nie przypaliło. Dodaję zawsze do tego sosu pomidorowego olej, w którym, w słoiku mieszkają moje szuszone pomidory, ponieważ uważam, że ma on wspaniały aromat. Wrzucam pokrojonego w kostkę pomidora i na małym ogniu duszę kilka minut. Jak pomidor się całkiem "rozpadnie", dodaję zioła, sól, pieprz i zmielone suszone pomidory. Duszę wszystko razem, by smaki i aromaty się ze soba połączyły. Potem sos rozcieram robotem ręcznym, by miał jednolitą konsystencję. Tan sos robię, kiedy dzieci będą jadły pizzę. W ten sposób przemycam cebulę, której zazwyczaj dzieci nie lubią, a która jest bardzo zdrowa i wartościowa dla naszej diety.

Sos nr 2:

- 1 duży mięsisty pomidor lub 2 mniejsze (ewentualnie mogą być pomidory z puszki)
- czosnek, 2 ząbki
- zioła j.w.
- łyżeczka oleju
- sól i pieprz do smaku, odrobina cukru (daję trzcinowy)

Na rozgrzany olej wrzucam pomidory dodaję zioła i duszę wszystko, aż się rozpadnie na bardzo wolnym ogniu. Następnie ścieram czosnek i dalej duszę. Kiedy wszystko się połączy doprawiam do smaku solą, pieprzem i odrobiną cukru. Tego sosu nie miksuję, on nie ma w sobie cebuli i wychodzi mi zawsze gładki.


Kiedy ciasto już wyrośnie, dłońmi formuję jego okrągły kształt i smaruję pomidorowym sosem. Na to sypię część startej mozzarelli -  wtedy farsz nie będzie się zsuwał - i zaczynam układanie reszty składników pizzy. Ja lubię tradycyjną, z szynka i pieczarkami i dużą ilością sera, albo taką z wędzonym boczkiem, kiszonymi ogórkami i cebulką ale każdy może tu dodać, co się mu tylko zamarzy i zachce :) Na koniec wysypuję na pizzę resztę sera, posypuję oregano i wkładam do nagrzanego piekarnika. Ja ustawiam 250 stopnii góra - dół (nie termoobieg), i piekę ok. 15 minut, aż ser się zarumieni, a boki staną się chrupiące, jak lubię

Z tej porcji ciasta wychodzą mi zawsze 2 cieniutkie i super chrupiące pizze o średnicy 32 cm.



 
 
 
A na prawdziwy festiwal zdjęć mojej pizzy zapraszam na moje konto na FB :)

niedziela, 23 marca 2014

Kakao - po prostu

Nie, nie dlatego, że dziś niedziela, i że niby mogłabym być leniwa czy coś.
Bo dziś pada, zrobiło się zimniej, a chmury są tak nisko, iż poczułam się mieszkanką wysokich Tatr.
Kiedy obserwowałam wzajemną pogoń kropel deszczu na okiennej szybie, w głowie usłyszałam cichy głosik - kakao, kakao mi się chce....


Składniki:

- 1,5 łyżki dobrego, ciemnego kakao (lubię kiedy ten napój jest mocny, choć )
- 3 łyżeczki cukry (nie lubię, kiedy jest zbyt słodki)
- 1 litr mleka


Mleko wlewam do garnka i stawiam, by się zagotowało. W tym czasie cukier i kakao rozpuszczam w odrobinie ciepłej wody. Kiedy mleko zaczyn się gotować dolewam moją miksturę i mieszam, zmniejszam ogień i jeszcze pozwalam się, dosłownie chwilkę, by kakao się pogotowało.



 
 
Szybko, pysznie i aromatycznie - jak za dawnych, dziecinnych czasów.
Dla mnie kakao to napój Bogów :)
 
Więcej zdjęć oczywiście na FB.

sobota, 22 marca 2014

Smerfne lody na Dzień Ochrony Morza Bałtyckiego

22 marca obchodzimy Światowy Dzień Wody. Myślę, że przy tym temacie warto zatrzymać się na trochę dłużej. Tego samego dnia wszystkie Kraje Nadbałtyckie, obchodzą ustanowiony w 1997 roku przez Komisję Helsińską Dzień Ochrony Morza Bałtyckiego. Co roku przypomina się, jak wielkiej ochrony wymaga Nasz Bałtyk. Jest on morzem płytkim, zamkniętym i jednym z najbardziej zanieczyszczonych mórz na świecie. Wymiana wody w nim trwa 30 lat!!! Czynnik ludzki, z roku na rok, coraz bardziej anektuje pod różnymi względami Bałtyk i dokłada bardzo wiele w dzieło zniszczenia tej wspaniałej i jakże pięknej błękitnej siedziby flory i fauny.

Chrońmy Bałtyk nie tylko w ten jeden dzień, aby mógł służyć nam jeszcze bardzo długie lata.

Mi do Bałtyku jest daleko, ale zawsze kiedy pomyślę sobie o wakacjach, to przed oczami mam niebieskie, Smerfowe Lody, którymi zajadałam się jako dziecko na pierwszej wizycie nad morzem. Tylko tam mi tak smakowały. Zastanawiam się czy istnieje jeszcze ta lodziarnia, w której w wielkich wafelkach serwowano ten przysmak....

Z okazji dzisiejszego dnia postanowiłam pobawić się i stworzyć to niebieskie cudo. Nie są tak gładkie w swej fakturze, jak te kupowane nad morzem, bo dodałam do nich borówkę. Dzięki niej lody mają lekko kwaśny posmak, który mi bardzo odpowiada.

Zapraszam więc na lody i na Dzień  Ochrony Morza Bałtyckiego :)


Składniki:


- 20 cukierków lodowych
- 0,5 l kremówki
- 2 żółtka
- 125 g borówki amerykańskiej
- 90 g cukru (spokojnie można dać jeszcze mniej, ja te lody robiłam po raz pierwszy i ujęłabym tak z 15 g)
- niebieski barwnik spożywczy (odrobina)


Do rondelka nalewam odrobinę wody, wrzucam cukierki i na małym ogniu czekam, aż się rozpuszczą. W międzyczasie ucieram żółtka z cukrem do białości. Borówkę miksuję, a powstałą masę przez sito przecieram do utartych żółtek.
Śmietankę podgrzewam w rondelku (trzeba pilnować, żeby się nie zagotowała) i wlewam do niej roztopione cukierki. Ciepłą śmietankę wlewam do masy jajecznej i mieszam, dodaję odrobinę barwnika spożywczego. Całość schładzam, a potem kręcę w maszynce do lodów. Z chwilą przełożenia masy do maszynki postępuję już według zaleceń producenta.

Przekładam do pojemnika i zostawiam w zamrażarce na kilka godzin, a najlepiej na całą noc.
 
 
 
 
 
Ten kolor cieszy oko :)
 
 
A więcej zdjęć lodów i nie tylko na moim koncie na FB.
 



piątek, 21 marca 2014

Tostowe koszyczki, czyli pomysł na ciepłą kolację


Sam pomysł na takie zapiekanie tostów nie jest niczym nowym. Nie pamiętam już, gdzie ujarzałam takie koszyczki ale pamiętam, że wydały mi się wtedy czymś odjazdowym. Jeśli w ogóle można użyć takiego określenia, względem jedzenia :)
Dziś prezentuje owe koszyczki z dwoma rodzajami farszu.


Składniki:

- dowolny chleb tostowy (u mnie tym razem był pszenny, ale robiłam już z pełnoziarnistym)
- pęczek szczypiorku
- pół pętka wiejskiej kiełbasy
- 3 pieczarki
- ser mozzarella (według uznania)
- pół małej cebulki
- ketchup pikantny
- ok 100 g wędzonego łososia
- łyżeczka kaparów
- papryka czerwona (u mnie odmiana Palermo)
- serek chrzanowy, łyżeczka chrzanu i łyżeczka majonezu
- ketchup pikantny
- sól, pieprz, granulowany czosnek


Kromki chleba pozbawiamy skórek z każdej strony i delikatnie rozwałkowujemy, układamy w formemce do muffinów. Nagrzewam piekarnik do 170 stopni, termoobieg.
Pieczarki, cebulę i kiełbasę kroję w drobną kostkę, a następnie podsmażam chwilę razem. Najpierw kiełbasa, potem cebula, a na końcu pieczarki, aż puszczę wodę. Przestudzoną masę łączę z połową posiekanego pęczka szczypiorku i serem. Dodaję trochę ketchupu i doprawiam na piekantnie. Masę wykładam na kromki. Wyszło mi 7 koszyczków, pozostałe 5, bo moja blaszka mieści 12 babeczek, zapiekam bez farszu. Obciążam je ziarnami fasoli i wkładam wszystko razem na jakieś 10 – 15 minut, by zbytnio się nie spiekły. W tym czasie razem mieszam rozdrobnionego łosia, resztę szczypiorku, posiekane kapary i paprykę, dodaję do tego po łyżeczce twarożku, majonezu i chrzanu. Pasta ma być gęsta. Doprawiam jeszcze według uznania solą, pieprzem i czosnkiem.

Gotowy farsz nakładam na ciepłe koszyczki i można chrupać i wybierać smaki :)
 

 
 
Smacznego :)
 
 
 
 
 
 
 
 
 


czwartek, 20 marca 2014

pieczone ziemniaczki (1)

Taka inna i uważam, że fajna alternatywa dla "tradycji" do obiadu.
To jeden z kilku moich sposobów na pieczone ziemniaczki i ten chyba jest nawet najbardziej dekoracyjny.
W ogóle moja przygoda z pieczonymi ziemniakami zaczęła się już dość dawno temu, kiedy razu pewnego w restauracji zamówiłam z karty "pieczone" ziemniaki, a okazały się one ziemniakami smażonymi, które były ciężkie, tłuste i spalone jakimś chyba nie najświeższym olejem.
Tak zaczęłam wymyślać.
Dzisiejsza propozycja to tak na prawdę jedna z ostatnich moich "zabaw" w tym temacie.

Zapraszam :)


Składniki:

- dowolna liczba ziemniaków, ważne aby tej samej lub podobnej wielkości
- sól, pieprz, suszony, mielony czosnek, dowolne zioła (u mnie tymianek, oregano, cząber, czosnek niedźwiedzi, bazylia, rozmaryn), wędzona i suszona papryka (u mnie słodka i chili)
- masło i oliwa do pokropienia
- woda do gotowania ziemniaczków


Wstawiam osoloną wodę, żeby się zaczęła gotować. W tym czasie obieram ziemniaki, myję i nacinam nożem ale uważam, by ich nie przeciąć. Najwygodniej robić to na głębokiej łyżce - kładziemy ziemniaka i nacinamy do granic łyżki. Kiedy ziemniaki mam już ponacinane, a woda gotuje się delikatnie wkładam je do wrzątku i gotuję na pół miękko. Po obgotowaniu i ułożeniu ich na blasze skrapiam oliwą i posypuję mieszanką przypraw, które wcześniej ucieram w moździerzu.
Nagrzewam piekarnik do 180 stopni, na ziemniaczkach układam kawałeczki masła i zapiekam do miękkości i na rumiano.

Moja rada - po nacięciu warto ziemniaki jeszcze raz delikatnie opłukać, nie będą się sklejać.


 
 
 
 
Smacznego wszystkim!

na FB więcej zdjęć ;)

środa, 19 marca 2014

Zgrany duet, czyli ciasteczka czekoladowe z nutką pomarańczy.

Zainspirowana zdjęciami morza, zaczęłam zastanawiać się, jakby to było stać nad jego brzegiem.
Poszłam w swoich rozmyślaniach o krok dalej i pochłonęły mnie pytania na temat tego, co pasowałoby do obserwacji i kontemplacji, niekwestionowanych przecież, uroków wielkiej, przebłękitnej wody.
Co lubię? To proste pomyślałam - wszystko, co czekoladowe. A, że zdjęcia były słoneczne i promienne, to do czekolady pasowało już tylko jedno... pomarańcze!!!!

I tak o to, co moja głowa pomyślała - moje dłonie poczyniły:)
Wkrótce poczułam, jak dwa wspaniałe zapachy - kakao i aromat pomarańczy - połączyły się w jeden, opanowały kuchnię i cały dom.

Składniki:

- 2 i 1/2 szkl. mąki
- 130 g masła
- 3/4 szkl. cukru
- 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżki kakao
- 2 łyżki gęstego jogurtu naturalnego
- skórka otarta z 1 pomarańczy

Masło powinno być w temperaturze pokojowej. Ucieram je z cukrem na puszystą masę mikserem, a do powstałej masy dodaję jogurt, skórkę z pomarańczy i wszystko razem łączę. Na stolnicę wysypuję mąkę, proszek do pieczenia i kakao. W kopczyku robię dołek i dodaję maślaną masę. Zagniatam już ręcznie, aż wszystkie składniki się razem ładnie połączą. Formuję ciasto w wałek, owijam w folię spożywczą i wkładam na 30 minut do lodówki.
Po tym czasie dzielę ciasto na 5 równych części i każdą formuję w mały wałek, który kroję następnie na mniejsze ok. 1,5 cm plastry. Plastry te dłońmi rozpłaszczam, ale niezbyt cienko, i układam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Ciasteczka piekę 15 minut, termoobieg i temperatura 170 stopni.

 
 

Wyszły chrupiące, czekoladowe i aromatyczne.

Zapraszam do polubienia mojego konta na FB - Czarodziejka Smaków.

Mały wstęp.

Czym dla mnie jest kuchnia?

To serce domu, bez tego miejsca nie było by nic.
To wizytówka, przynajmniej moja.
To także moje królestwo i miejsce gdzie rodzą się zapachy i smaki, które najpierw ubrane w myśli, potem znajdują swój ostateczny kształt i wyraz na talerzu.

Moja babcia mawiała często, że kiedy kuchnia lśni nienaganną czystością znaczy to, iż mało się jej używa. Jako dziecko, kiedy tego słuchałam, kręciłam głową, bo przecież porządek w domu to ważna rzecz, a porządek w kuchni to priorytet...

Dziś już  na szczęscie wiem, co miała na myśli :)

W mojej kuchni spędzam sporo czasu bo chcę, bo lubię, dlatego, że to daje mi największą satysfakcję...
Powodów jest mnóstwo ale jest jeden główny - kiedy zaczynam gotować czy piec świat staje się bajką, wkraczam w obszar magii i nieskończonej niezwykłości, poznaję nowe miejsca, a potem mogę to wszystko ofiarować tym, którzy próbują tych dań.
Bo z każdego, nawet najbardziej pospolitego smaku można zrobić ucztę jaka się nikomu wcześniej nie śniła...

Tym wszystkim właśnie jest dla mnie kuchnia i sztuka kulinarna. Najważniejsze jest jednak to, że bez ludzi, którzy próbują moje dania nie było by ani mnie, ani moich pomysłów.

Jestem amatorką, taką przez na prawdę wielkie "A". Najczęściej tworzę swoje własne aranżacje, które poprzedzone są małą chwilą zadumy, jakimś widokiem, odczuciem itp. Czasem łapię się dań sprawdzonych przez inne osoby i testuję, "dodaję" coś od siebie, a czasem pozostaję wierna klasycznej recepturze. Różnie to ze mną bywa, bo improwizacja w kuchni też nie jest mi obca.
Gotowanie daje mi spokój i odprężenie, nawet wtedy kiedy rozciąga się do późnych nocnych godzin.

Zapraszam więc do mojego małego świata i mam nadzieję, że każdemu kto tu zajrzy będzie w nim pachnąco i soczyście....


Czarodziejka Smaków