czwartek, 30 października 2014

Zupa cebulowa wg Czarodziejki

Kiedyś, było to na prawdę dawno temu, zastanawiałam się czemu tak wiele osób się nią zachwyca. Nie garnęłam się w cale do jej przygotowania. Tak było do czasu, kiedy to przypadkiem ucztowałam w restauracji, w której serwowali ten przysmak. Tak, PRZYSMAK! Bo ta zupa taka jest, bardzo prosta, ale pyszna, aromatyczna i cudownie wciągająca. Grzanka z serem nadaje jej charakteru i potęguje wyśmienitość tego dania.
Uwielbiam ją łączyć z długo dojrzewającym bursztynem, który ma zdecydowany smak i świetnie komponuje się z delikatną słodyczą cebuli.


Zapraszam!



Składniki:

- 1,5 litra buliony wołowo-warzywnego
- 6 sporych cebul
- tymianek
- 1 łyżka masła do smażenia
- białe wytrawne dobre wino (mierzone na oko)
- sól, pieprz
- bagietka na grzanki
- kawałek dojrzewającego sera bursztyn (można dać inny)


Zupę zaczynam od przygotowania bulionu wołowo-warzywnego. Potrzebuję go ok. 1,5 l. Kolejny krok to obranie cebuli i pokrojenie jej w piórka. Tak przygotowaną cebulę smażę na maśle. Posypuję ją w trakcie smażenia suszonym tymiankiem, aby uwolnić jego aromat. Cebula ma się ładnie skarmelizować ale nie może się przypalić bo to zepsuje smak zupy. Pod koniec smażenia dodaję białe wino, dałam go na oko, gdzieś tak ok. pół kieliszka, nie więcej. Trzeba uważać, aby nie przesadzić z alkoholem. Podsmażam jeszcze chwilę, ale procentu odparowały i zalewam cebulę bulionem. Całość gotuję ok. 20 minut. Po koniec doprawiam solą i pieprzem.
Bagietkę kroję pod skos na kanapki i wstawiam do piekarnika, żeby mi się opiekły, dopiero wtedy nakładam na każdą stary ser i zapiekam, aż się rozpuści.
Zupę przelewam do miseczki, na każda porcję kładę serową grzankę (lub dwie) i podaję, kiedy wszystko jest gorące.

Gotowe :)



 
 

 
Pozdrawiam :)

środa, 29 października 2014

Creme Brulee wg Czarodziejki.

Ogólnie to ja jestem spod znaku czekolady :) Deser ten, jakim jest creme brulee, jednak uwielbiam i kocham miłością platoniczną. Zachwyciłam się nim pewnego zimowego wieczoru w Poznaniu i tak mi już zostało do dziś :) Uwielbiam go za wanilię, za gładkość i aksamitność, a zwłaszcza za tą pyszną i chrupiącą powierzchnię... mniam!


Zapraszam!



Składniki:

- 400 kremówki 30% lub 36%
- laska wanilii (nie żałuję sobie)
- 4 żółtka
- 4 łyżeczki cukru
- cukier trzcinowy do skarmelizowania


Do rondelka wlewam kremówkę, laskę wanilii kroję wzdłuż i tępą stroną noża ściągam ziarenka. Dodaję je do śmietanki razem z wydrążoną laską i doprowadzam całość do wrzenia. Odstawiam na chwilę, aby mi ostygło. w tym czasie ręcznie ucieram żółtka z cukrem. Robię to tylko do chwili, kiedy żółtka zaczną zmieniać kolor na jaśniejszy.
Przestudzoną śmietankę przecedzam przez sitko i powoli dodaję do żółtek, cały czas mieszając. Uwaga, trzeba to robić delikatnie, żeby na masie nie wytworzyła się piana.
W międzyczasie rozgrzewam piekarnik do 100 stopni, termoobieg. Kokilki do zapiekania napełniam kremem, wstawiam je do głębokiej brytfanny i do połowy wysokości zalewam gorącą wodą. Będą się piekły w tej kąpieli wodnej ok. 1h. Czas jest opcjonalny, zależy od tego jakiej wielkości mamy kokilki, jakie są wysokie. Krem jest gotowy, kiedy jego środkowa część ma konsystencję galaretowatą.
Teraz trzeba ostudzić go w temperaturze pokojowej, a następnie powinien schładzać się w lodówce ok.4 godzin. Najlepiej jest pozostawić go na całą noc.

Przed podaniem wierzch każdego kremu posypuję obficie cukrem trzcinowym i palnikiem karmelizuję.

Gotowe :)



 
 

 
Smacznie pozdrawiam :*

wtorek, 28 października 2014

Półkruche babeczki z masą makową.

Tak na prawdę to chodziło mi na początku o samą masę makową - taką na bogato, z całym mnóstwem bakalii, żeby nie była sucha i żeby była słodka i pyszna :) A te babeczki to wyszły tak przy okazji, ale wyszły bardzo dobre i mocno tym makowym szaleństwem nadziane.

Zapraszam!



Masa makowa:


- 200 g mielonego maku
- po garści orzechów włoskich i laskowych, migdałów w płatkach, rodzynek, śliwek suszonych, żurawiny suszonej, kandyzowanej skórki pomarańczowej i moreli (tak na prawdę bakalie to według własnego uznania)
- łyżka masła
- 2-3 łyżki miodu
- mleko do sparzenia maku
- esencje (u mnie) waniliowa, pomarańczowa, migdałowa, z limonki, cytrynowa (każdej po łyżeczce)
- kieliszek śliwowicy
- 3 żółtka
- 3 łyżeczki cukru

Bakalie, oprócz orzechów i migdałów, łącze ze sobą w miseczce. Śliwki i morele kroję na mniejsze kawałki. Dodaje do nich po łyżeczce z każdej esencji i śliwowicę. Odstawiam na godzinę.
W tym czasie wsypuję mak do miseczki i zalewam zagotowanym mlekiem. Mleka biorę tyle, aby tylko przykrył mi mak. Ostawiam na 20 minut.
Orzechy siekam nożem na drobniejsze kawałki. Jeśli laskowe są w łupinkach to najpierw je podprażam na patelni i pozbywam się łupinek. Do orzechów dodaję migdały.
Na patelni lub rondelku o grubym dnie rozpuszczam masło, dodaję miód i wsypuję orzechy. Chwilę podsmażam, tak, żeby miód je pokrył. Dodaję mak i resztę odcedzonych bakalii. Duszę to wszystko ze sobą razem, aż składniki masy się dobrze połączą, a zapachy przejdą nawzajem. Ściągam masę z ognia i studzę. Z żółtek i cukru ubijam kolgel - mogel i delikatnie łączę z ostudzoną masą makową.

Masa gotowa!



Ciasto półkruche:


- 150 g mąki
- 50 g masła
- 1 nieduże jajko
- 50 g cukru pudru
- 1 łyżka śmietany
- płaska łyżeczka proszku do pieczenia

Przesianą mąkę siekam z masłem, dodaję cukier, proszek i mieszać. Wbijam jajko oraz dodaję śmietanę. Zagniatam ciasto energicznie i tylko do połączenia się składników. Tak przygotowane odstawiam na ok godzinę do lodówki.
Po tym czasie rozwałkowuję je dość cienko i wykładam nim natłuszczone formy do babeczek. Ciasto nakłuwam widelcem i dopiero teraz nakładam farsz.

Po zrobieniu masy makowej pozostały mi białka. Ubijam je na sztywną pianę z niewielkim dodatkiem cukru i napełnione makiem babeczki przykrywam pianą z białek.

Całość piekę ok. 20 minut, termoobieg, temperatura - 170 stopni.

Smacznego!



 
 





czwartek, 23 października 2014

Pyszny farsz szpinakowo-serowy.

Na ten smak miałam ochotę już od dawna. Właściwe to nie wiem czemu tyle czasu zwlekałam ze zrobieniem pierogów ze szpinakiem. Przecież one są takie pyszne.
Dziś chciałam pokazać mój farsz, gdzie króluje szpinak i ser. Robię taki do pierożków, ale można go wykorzystać także do naleśników, pasztecików, bułeczek...


Zapraszam!


Składniki (na ok. 20 pierożków średniej wielkości, z dość obfitą ilością farszu):


- 300 g szpinaku (użyłam świeżego)
- 2 ząbki czosnku (tak na prawdę wedle uznania)
- pół średniej cebulki
- masło do smażenia
- 150 g sera podpuszczkowego (może być inny ulubiony)
- 150 g mozzarelli startej drobno
- 2-3 łyżeczki startego parmezanu
- sól, pieprz, gałka muszkatołowa, mielony czosnek suszony



Zaczynam od szpinaku. Trzeba go dobrze umyć i jeśli takowe są, to pozbywam się twardych łodyg. Następnie obgotowuję go w lekko osolonym wrzątku i odcedzam na sicie. Czekam, aż ostygnie i dobrze odcieknie, wtedy siekam szpinak dość drobno nożem. Na patelni rozgrzewam ok. łyżeczki masła i podsmażam na nim drobniutko posiekaną cebulkę, dodaję szpinak i czosnek przeciśnięty przez praskę. Wszystko duszę, aż się ze sobą połączy. Odstawiam do całkowitego wystygnięcia.
W misce widelcem rozkruszam ser podpuszczkowy, dodaję wystudzony szpinak, mozzarellę i parmezan. Mieszam dokładnie i dopiero teraz doprawiam do smaku solą, pieprzem i gałką i ewentualnie czosnkiem. Lubię, kiedy farsz ma wyraźny smak :)


Smacznego życzę!


 
 

 
Pozdrawiam :*

niedziela, 19 października 2014

szybka kacza i jarmuż ze śliwkami i boczkiem.

Jarmuż - trochę zapomniany, ale na szczęście już co raz częściej można go łatwo dostać. Cieszy mnie to ogromnie, gdyż to bardzo zdrowe i pożywne warzywo. Można je przygotowywać różnie i z różnymi dodatkami, choćby usmażyć jak ja albo zrobić z niego nadzienie do pierogów czy pasztecików. Według mnie jest bardzo wdzięczny w obróbce :)
A szybka kaczka dlaczego? Ano dlatego, że miałam nieduże piersi i nie wymagały one dopiekania w piekarniku, na patelni usmażone wyszły idealne, miękkie i z chrupiącą skórką.


Zapraszam!

Dzień wcześniej marynuję piersi. Miałam je dwie, oprószyłam solą, pieprzem kolorowym i majerankiem. Wtarłam jeszcze w każdą po ząbku czosnku i tak przeleżały całą noc w lodówce.


Zabieram się za jarmuż:

- 200 g jarmużu, dokładnie umytego i porwanego na mniejsze kawałki, pozbyłam się twardych części łodyg
- garść suszonych śliwek bez pestek
- 2 ząbki czosnku
- 1 szalotka
- kilka plasterków dobrego wędzonego surowego boczku
- łyżka masła
- sól, pieprz
- ok 100 ml bulionu drobiowego lub warzywnego


Na rozgrzaną patelnię wrzucam masło i kiedy się rozgrzeje dodaję pokrojony na cienkie plasterki czosnek. Chwilę podsmażam, ale pilnuję, aby się nie spalił i dodaję jarmuż. Dodaję go porcjami i podsmażam na niezbyt dużym ogniu. W międzyczasie na drugiej patelni podsmażam boczek, kiedy wytopi mi się z niego tłuszcz dorzucam drobno posiekaną szalotkę i smażę na złoty kolor. Kiedy cały jarmuż jest już podsmażony dodaję do niego zawartość drugiej patelni i wszystko mieszam. Dodaję pokrojone na mniejsze kawałki śliwki. Mieszam. Na patelnie wlewam bulion i duszę na małym ogniu jej zawartość. Chcę aby jarmuż był miękki, a śliwki mają się delikatnie "rozpaść", bo to ich aromat połączony ze smakiem boczku nada całej potrawie smaku.

W tym czasie zabieram się za kaczkę. Nacinam skórę na piersi pod skosem i kładę mięso skórą do doły na rozgrzanej patelni na kilka minut. Ma się wytopić z niej tłuszcz, skórka ma się zezłocić ale nie przypalić. Trzeba kontrolować ten proces. U mnie trwało to jakieś 6-8 minut. Po tym czasie obracam pierś mięsem do doły i tu już krócej, jakieś 3 minutki. Na koniec jeszcze po chwilce obsmażam brzegi piersi, pomagając sobie szczypcami i dotykam środka piesi - ma być miękka. Nie wrzucam jej do piekarnika bo, jak już wspomniałam, piersi nie był duże i ten zabieg nie jest potrzebny. Mięsko musi chwilę odpocząć, aby soki się uspokoiły, tak z 5 minut i nadaje się do
podawania.


Porcję jarmużu z boczkiem i śliwkami układam na talerzu, a obok kładę pokrojoną ze skosa kaczkę.
Smacznego :)




 
Miłej niedzieli życzę :)

czwartek, 16 października 2014

Bulion grzybowy na zakwasie.

Dziś aromatycznie i bardzo pysznie. Pięknie pachnący grzybowy bulion z dodatkiem zakwasu, który ubogaca go jeszcze mocniej i podbija smak.
Bulion nie jest skomplikowany i myślę, że może zyskać wielu zwolenników :)


Zapraszam!


Składniki:

- włoszczyzna
- pół średniej cebuli, opieczonej na patelni
- 2 kulki ziela angielskiego
- 2 liście laurowe
- 3 ziarenka czarnego pieprzu
- po gałązce świeżego rozmarynu i tymianku
- 3 ząbki czosnku (w łupinkach, rozgniecione)
- garść suszonych grzybów (u mnie podgrzybki)
- sól, pieprz, suszony czosnek
- zakwas na żur (odstany, bez mąki)


Włoszczyznę, opieczoną cebulkę, ziele, liście laurowe, pieprz w ziarnach, rozmaryn, tymianek i ząbki czosnku zalewam zimną wodą, ok. 2 litry, i gotuję na małym ogniu wywar, aż warzywa będę miękkie. Dopiero wtedy dodaję grzyby. Gotuję powoli dalej, aż wywar nabierze ładnego ciemnego koloru, grzyby zmiękną, a całość będzie mocno pachnieć. Tak przygotowany bulion odstawiam w całości i ze wszystkim do całkowitego ostygnięcia, najlepiej zrobić go wieczorem i odstawić na noc, niech spokojnie sobie stygnie i dzięki temu zabiegowi nabiera jeszcze większej mocy i lepszego smaku.
Rano przecedzam zimny bulion przez sito, chcę by był klarowny, i podgrzewam go powoli doprawiając do smaku solą, świeżo zmielonym pieprzem i czosnkiem. Bulion ma się zagrzać, ale pilnuję, aby się nie zagotował. Do bulionu dodaję także zakwas, a jego ilość ma być taka, by wywar miał lekko kwaśny smak, ale aby zakwas nie zagłuszył mi smaku grzybów. Trzeba ten moment uchwycić dlatego zakwas dodaję porcjami i próbuję w międzyczasie.

Do bulionu można podać np. uszka, albo pielmieni. Ja podałam go z tymi drugimi, a jako farsz wybrałam kaczkę.


Smacznie pozdrawiam :)




niedziela, 12 października 2014

Pełnoziarnisty chleb pszenny na zakwasie wg. Czarodziejki.

Od jakiegoś czasu wciąż tworzę nowe chleby, wciąż coś ze sobą mieszam, łączę i tworzę receptury. Uwielbiam wypiekać chleb, oczywiście ten na zakwasie. Pewnie dlatego, że tak lubię zakwas, jego zapach, aromat i odgłos bębelkowania. Z tej właśnie przyczyny zapraszam na kolejny chleb :)



Składniki:

Zaczyn:

- 3 łyżki aktywnego zakwasu żytniego
- 150 g mąki pszennej pełnoziarnistej
- niecała szklanka wody

Składniki na zaczyn mieszam ze sobą. Wody dodaję tyle, aby miał on konsystencję gęstej kwaśniej śmietany. Odstawiam na 16h, żeby przefermentował. Najlepiej zrobić go wieczorem i zostawić w spokoju na całą noc i ranek. Po tym czasie zaczyn podrośnie, a na jego powierzchni pojawi się duża ilość pęcherzyków.



gotowy zaczyn
 


Ciasto właściwe:

- gotowy zaczyn
- 120 g mąki pszennej typ 750
- 250 g mąki pszennej pełnoziarnistej
- 250 ml wody
- 1 łyżeczka soli

Składniki ciasta mieszam ze sobą przy pomocy drewnianej łyżki. Będzie miało kleistą konsystencję, która nie powoli się uformować w bochenek. Tak przygotowane ciasto odstawiam do odpoczęcia na 15 minut. Po tym czasie znów mieszam, niezbyt długo i odstawiam na kolejne 15 minut.







Przygotowuję formę - użyłam takiej o wymiarach 13x23 cm, wysmarowałam ją olejem i obsypałam wnętrze otrębami. Po drugich 15 minutach krótko mieszam ciasto i przekładam do formy, wyrównując wierzch namoczoną w ziemnej wodzie łyżką.





Odstawiam do wyrośnięcia przykryte ściereczką. Czas to ok. 5h, zależy jest on jednak od temperatury otoczenia. Ciasto ma wyraźnie podrosnąć, do granic formy.





Piekę chleb w temperaturze 220 stopni, grzanie góra-dół, przez pierwsze 15 minut, potem obniżam temperaturę do 190 stopni i piekę jeszcze 40-45 minut. Kiedy wkładam chleb do piekarnika nie zapominam o naparowaniu go.
Gotowy chleb, zaraz po upieczeniu wyjmuję z formy i studzę na kratce.



 
Smacznego!


czwartek, 9 października 2014

Prosty, pszenny chleb na zakawasie.

Ten przepis to moja dalsza kombinacja Chleba Północnego :) Zmieniałam mąkę na pszenną 750, a zakwas razowy na żytni. Wierzch posypałam czarnuszką, którą bardzo lubię.

Zapraszam!


Składniki:

Zaczyn:

- 3 łyżki aktywnego zakwasu żytniego
- 4 łyżki mąki pszennej typ 750
- chłodna przegotowana woda

Składniki zaczynu łączę ze sobą. Wody dodaję tyle, aby miał konsystencję gęstej śmietany i odstawiam do czasu, aż zacznie bąbelkować i urośnie. Czas ten zależy od siły zakwasu, temperatury otoczenia. U mnie czasem to trwa 2 godziny, a czasem 4. Ważne, by na powierzchni było widać pęcherzyki.

Ciasto właściwe:

- 50 dkg mąki pszennej typ 750
- 400 ml chłodnej przegotowanej wody
- zaczyn

Dodatkowo:

- czarnuszka
- olej do spryskania

Składniki ciasta właściwego łączę ze sobą, a konkretnie mieszam drewnianą łyżką, aż składniki się połączą. Tego ciasta nie da się uformować w bochenek, bo będzie za luźne. Odstawiam je na ok. 8 h. W tym czasie podrośnie, a jego struktura wzbogaci się o duże ilości pęcherzyków. Takie ciasto wykładam na blat obsypany obficie mąką i zagarniam jego boki do środka. Nie jest to łatwe, ze względu na konsystencję ciasta. Układam je jeszcze na jakieś 1,5 h do wyrośnięcia do miski na ściereczce wysypanej mąką. Po tym czasie przerzucam chlebek do formy, skrapiam oliwą i posypuję ziarnami czarnuszki.
Piekę we wcześniej nagrzanym naczyniu żaroodpornym (można w garnku rzymskim). Najpierw przykryte przez 25 minut, temperatura 250 stopni, grzanie góra-dół. Potem zmniejszam temperaturę do 190, zdejmuję pokrywkę i dopiekam na złoty kolor, jakieś 15-20 minut.

Smacznego :)




poniedziałek, 6 października 2014

Nadziewane pieczone ziemniaki w mundurkach.

Myślę, że to fajna i bardzo prosta mała jesienna propozycja. Można ją przygotowywać na różne sposoby i z różnymi nadzieniami. Wszystko wedle uznania i smaku :)


Zapraszam!



Składniki:


- ziemniaki (u mnie było to 5 w miarę równych sztuk)
- 20 dag surowego wędzonego boczku
- kilka dużych pieczarek
- pół średniej cebuli
- ząbek czosnku
- natka pietruszki (użycie i ilość wedle uznania)
- ser wedle uznania (u mnie mozzarella)
- tymianek, rozmaryn, sól, pieprz
- olej


Zaczynam od ziemniaków. Dokładnie je myję, szoruję pod bieżącą wodą, by pozbyć się ziemi. Następnie małą łyżką wydrążam je kolejno i obgotowuję w osolonym wrzątku. Ziemniaków nie gotuję do miękkości, mają być na pół twarde. Czas gotowania zależy od ilości i wielkości użytych ziemniaków. Obgotowane ziemniaczki studzę, a w międzyczasie zabieram się za farsz.
Boczek kroję w drobną kostkę i wrzucam na patelnie bez tłuszczu, w boczku jest to wystarczająco. Obsmażam na złoto, dodaję pokrojoną w drobną kosteczkę cebulkę i dalej obsmażam. Pieczarki myję, obieram i także siekam w kostkę, dodaję do boczku i cebuli i dusze tak długo aż puszczony z nich sok odparuje. Na koniec dodaję przeciśnięty przez praskę czosnek i doprawiam do smaku pieprzem i solą. Ja dodaję jeszcze do farszu posiekaną natkę pietruszki. A po lekkim przestygnięciu dorzucam starty ser.

Ostudzone ziemniaki skrapiam oliwą i posypuję suszonym tymiankiem i rozmarynem. Nakładam farsz i wstawiam do piekarnika. Temperatura 180 stopni, czas ok. 15-20 minut, aż ser się roztopi, a całość ładnie zarumieni.


Smacznego :)







 
:)

piątek, 3 października 2014

Chleb mieszany z maślanką na żytnim zakwasie.

Jak już wspominałam, uwielbiam chleby na zakwasie. Najczęściej piekę na zakwasie z mąki razowej. Ostatnio mnie wzięło na zakwas z mąki żytniej i tak sobie tworzę i kombinuję. Chleb na maślance  dłużej trzyma świeżość, taki bochenek spokojnie poleży kilka dni i jeszcze tylko zyska na swej szlachetności i na smaku.

Zapraszam!


Składniki:

- 250 g aktywnego, dokarmionego wieczór wcześniej, zakwasu żytniego
- 450 g mąki pszennej o wysokiej zawartości białka, u mnie typ 720
- 50 g mąki żytniej
- 1/2 szkl. maślanki
- 1/2 szkl. wody
- łyżeczka soli


Maślankę łączę z wodą, całość ma mieć temperaturę pokojową. Obie mąki przesiewam do miski, dodaję zakwas i chwilę mieszam drewnianą łyżką, tak aby zakwas połączył się z mąką w luźną papkę. Do miski dodaję sól i zaczynam wyrabiać wszystko dłonią, jednocześnie powoli dodając wodę z maślanką. Dodaję je tak do momentu, aż ciasto będzie zwarte, miękkie i elastyczne, ma swobodnie dawać się wyrabiać ręcznie. Zazwyczaj nie zużywam całości płynów, trochę zostaje mi na dnie szklanki. Ważna jest tu nie ich ilość ale konsystencja ciasta chlebowego.

Gotowe ciasto odkładam do oprószonej mąką miski i odstawiam przykryte ściereczką na ok. godzinę, aż wyraźnie podrośnie. Po tym czasie wyjmuję je na blat, odgazowuję i składam w kulkę. Odstawiam na kolejną godzinę, czekam aż podrośnie i znów odgazowuję. Po drugim odgazowywaniu składając ciasto "na trzy" formuję bochenek i układam do ostatecznego wyrośnięcia w koszyku oprószonym mąką. Można to robić na dwa sposoby:
I sposób - zostawienie do wyrośnięcia w niskiej temperaturze na całą noc (w lodówce) i poranne pieczenie chleba
II sposób - ciasto wyrasta ok. 2- 3 godzin w temperaturze pokojowej i jest gotowe do pieczenia w ten sam dzień

Bez względu na sposób wyrastania, pieczenie wygląda tak samo :) Nagrzewam wraz z kamieniem piekarnik do 250 stopni, góra dół, bez termoobiegu. Tuż przed włożeniem chlebek wyrzucam na oprószoną mąką deskę i nacinam szybkim ruchem tak ze 2-3 razy. Spryskuję nagrzany piekarnik wodą i wkładam chleb na gorący kamień. Piekę najpierw 20 minut, a potem zmniejszam temperaturę do 180 i piekę jeszcze ok 15 minut, pilnując, żeby chlebek za bardzo się nie zrumienił.
Studzę na kratce.



 
 

czwartek, 2 października 2014

Kurcze pieczone wg Czarodziejki.

Dziś wpis na życzenie :) Najpierw pokazałam jego zdjęcie na moim koncie na FB, a potem zaczęłam dostawiać pytania o przepis, o sposób wykonania. Bardzo to budujące, kiedy coś co wyszło spod moich dłoni wzbudza zainteresowanie i ciekawość odbiorców.
Dlatego dziś podaję moją skromną recepturę na pieczonego kurczaka. Jest to prosta i szybka w wykonaniu, więcej zajmuje czas oczekiwania, czyli pieczenia.


Zapraszam!


Składniki:

- 1 kurczak, mój miał ok. 1,8 kg
- 3 łyżki oleju
- sól, pieprz, suszony czosnek, papryka słodka, wędzona, chili
- ulubione zioła, u mnie: oregano, tymianek, bazylia, czosnek niedźwiedzi, odrobina cząbru, rozmaryn
- łyżeczka miodu (dowolny rodzaj)


Kurczaka trzeba umyć i osuszyć. Odstawiam go. Do miseczki wlewam olej i dodaję przyprawy. Dodaję ich na oko, tak po dużej szczypcie i mieszam z olejem. Ma wyjść niezbyt gęsta pasta, którą potem będę nacierała tuszkę. Pastę zawsze próbuję i w razie czego dodaję np. soli czy pieprzu. Robię ją zawsze pikantną i zdecydowaną w smaku. Kurczak to delikatne mięso, dlatego trzeba je troszkę ubogacić smakiem przypraw. Na sam koniec do przypraw dodaję miód, ma on być w postaci płynnej i energicznie wszystko mieszam, żeby składniki się połączyły. To miód odpowiada za ten piękny kolorek kurczaka po upieczeniu.
Gotową pastą nacieram mięso i odstawiam, najlepiej na całą noc.

Drugą ważną sprawą jest pieczenie. Kurczaka nie piekę nigdy w wysokiej temperaturze. U mnie to 170 stopni, termoobieg. Czas pieczenia zależy od wagi kurczaka, mój miał 1,8 i piekł się 2 h. Znam swój piekarnik i jego możliwości, może zdarzyć się tak, że inne piekarniki wymagać będą np. troszkę więcej czasu. Kurczaka piekę zawsze na środkowej wysokości w piekarniku i na kratce. Pod kratką ustawiam blaszkę do pieczenia, do której spływa nadmiar tłuszczu. W czasie pieczenia obracam tuszkę 2 razy, w równych odstępach czasu, by kurczak równomiernie się upiekł i z każdej strony miał chrupiącą skórkę.

To tyle :)



 
Smacznego życzę!